Chyba żaden z dziennikarzy zgromadzonych w sali konferencyjnej w Sosnowcu w środowy wieczór nie spodziewał się aż takiego "mięsa" ze strony Marka Papszuna. Trener Rakowa Częstochowa otwarcie wypalił, że "Legia chce mnie jako trenera, a ja chcę być trenerem Legii. To tyle jeśli chodzi o komentarz do tej sprawy. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia i nie będę musiał więcej tego komentować".
A wszystko to na dzień przed meczem z Rapidem Wiedeń w Lidze Konferencji. Dla Rakowa, ale chyba też dla każdego klubu w Polsce, takie wydarzenie to wciąż święto, a nie dzień powszedni. Tymczasem Papszun postanowił jej popsuć.
Można to interpretować na różne sposoby. Mówić, że Papszun wybrał szczerość i autentyczność zamiast milczenia i kluczenia, natomiast to poszło zdecydowanie za daleko. Granica została przekroczona i nie ma zza niej powrotu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Huknął nie do obrony. Asysta piętą skradła show
Jak się ma czuć właściciel klubu Michał Świerczewski? Człowiek, który przed laty zaufał mało znanemu trenerowi z Mazowsza. Owszem, sportowo to Papszun wyciągnął Raków z III ligi do Ekstraklasy, do europejskich pucharów i wreszcie mistrzostwa Polski, ale nie byłoby tych sukcesów bez wsparcia i świetnych warunków stworzonych mu przez Świerczewskiego.
Jeden z najbogatszych Polaków spełniał wszystkie zachcianki szkoleniowca. Wyposażał go w narzędzia i kompetencje, o jakich trenerzy w niemal wszystkich innych polskich klubach mogli tylko pomarzyć. Papszunowi w Rakowie brakowało jedynie bazy treningowej, ale to już sprawa bardziej złożona. Niezależna tylko od Świerczewskiego.
Jak się ma czuć sztab szkoleniowy? Zawodnicy? Kibice Rakowa? Trener otwarcie mówi, że nie chce już pracować w częstochowskim klubie, tylko chce iść do Legii. Jego problem polega jednak na tym, że trafił na twardego gracza. Świerczewski już zapowiedział, że: "Chcieć to połowa sukcesu. Niewystarczająca".
Oczywiście nie możemy być hipokrytami. Parę dni temu, gdy Papszun był pytany o przejście do Legii (na konferencji prasowej przed meczem z Piastem Gliwice), niektórzy mieli pretensje, że uciekł od odpowiedzi. Teraz dostaliśmy konkret i znów coś jest nie tak?
Nie do końca. Chodzi o sam sposób przedstawienia swojego punktu widzenia. Mógł przecież powiedzieć, że negocjacje się toczą i na tym zakończyć swoją wypowiedź. On jednak wytoczył potężne działa i jasno stwierdził, że chce iść do Legii i już. Przekroczył granicę, zza której nie ma już odwrotu.
Dopnie swego i zostanie trenerem Legii, bo w Rakowie nie ma już przyszłości. Pytanie tylko, czy warto było to robić takim kosztem? Papszun ma w Częstochowie mural ze swoim wizerunkiem. Jest najbardziej utytułowanym trenerem w historii Rakowa. A teraz, kilkoma zdaniami, zburzył swój pomnik.
Wiadomo, że to człowiek urodzony w Warszawie, emocjonalnie związany z Legią, natomiast można było to wszystko rozegrać zdecydowanie inaczej. Zresztą, kibice już zareagowali. Na muralu w nocy ze środy na czwartek pojawił się podpis: "Mogłem być legendą".
Najbardziej ta sytuacja musi boleć Świerczewskiego, z którym przecież Papszun żył w przyjacielskich relacjach. A teraz możemy już chyba mówić o otwartym konflikcie. Gdyby tak nie było, to właściciel Rakowa powstrzymałby się od wpisów w mediach społecznościowych.
Zwłaszcza że przecież parę tygodni temu Raków był w kryzysie i Świerczewski miał wszelkie argumenty, by po prostu zwolnić Papszuna. Nie zrobił tego, obdarzył go zaufaniem. A teraz trener wyciął mu taki numer.
I zrobił to w trakcie sezonu. Nawet nie po zakończeniu rundy. To sytuacja bez precedensu, nie tylko w polskiej lidze, ale ogólnie w futbolu. Dotąd bohaterem najsłynniejszego transferu trenera w PKO Ekstraklasie był Maciej Skorża, którego latem 2007 roku Wisła Kraków wykupiła z Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Wszystko działo się jednak w cywilizowanych warunkach, po zakończeniu sezonu.
Jesteś trenerem, masz ważny kontrakt i nagle mówisz: "Co cześć, na razie, ja idę". Niestety, ale swoje dorzucił tu też PZPN, który zmienił przepis i od tego sezonu jeden trener może prowadzić w jednej rundzie więcej niż jeden zespół. Gdyby tak nie było, to dyskusja na temat Papszuna w Legii w ogóle by nie istniała.
Całe szczęście, że w najbliższej ligowej kolejce Raków nie gra z Legią. Dopiero by było.
Tomasz Galiński, dziennikarz WP SportoweFakty