Klub z Chapeco przeżywał swój najlepszy okres w krótkiej w porównaniu z największymi piłkarskimi firmami na kontynencie, bo w trwającej pół wieku historii. Święto, jakim miał być dwumecz w finale Copa Sudamericana 2016 z Atletico Nacional Medellin, zamieniło się w tragedię, która wstrząsnęła światem. Nie tylko futbolu.
Pierwsze spotkanie miało się odbyć na terenie Kolumbijczyków. Nigdy do niego nie doszło. Samolot Avro RJ-85 boliwijskich linii lotniczych LaMia ok. godz. 22 czasu lokalnego rozbił się o zbocze gór w pobliżu kolumbijskiej miejscowości La Union. Do lotniska w Medellin brakowało mu raptem 18 km.
Na pokładzie znajdowało się 77 osób, w tym 47 członków delegacji klubu, włącznie z drużyną piłkarską, 21 dziennikarzy i 9 członków załogi. Przeżyli jedynie piłkarze Alan Ruschel, Jakson Follmann i Helio Neto, dziennikarz Rafael Henzel, stewardesa Ximena Suarez i mechanik pokładowy Erwin Tumiri.
"Jezu, jeżeli przeżyję"
Po latach do Neto dotarli Anita Werner i Michał Kołodziejczyk. Ich rozmowa z ocalałym z katastrofy lotu LaMia Airlines 2933 znalazła się w książce "Nadzieja FC".
- Wszystko się trzęsło, alarm pikał bardzo głośno, a ja zacząłem się modlić. Dokładnie pamiętam, co powtarzałem: "Jezu, pomóż nam, pomóż nam, wiem, że możesz zdziałać cuda, czytałem o tym w Biblii, wierzę, że istniejesz, wierzę, że masz moc, żeby nas uratować" - wspominał Neto.
- O wszystko prosiłem dla nas, nie prosiłem o nic tylko dla siebie, bo wiedziałem, że są dwie możliwości: albo wszyscy będziemy żyć, albo wszyscy zginiemy. Wyglądało na to, że raczej wszyscy zginiemy. Słyszałem głosy moich kolegów, którzy też się modlili. I nagle zdałem sobie sprawę, że moje życie się kończy. Schowałem twarz w dłoniach i powiedziałem: "Jezu, jeżeli przeżyję, powiem całemu światu, że istniejesz. Bo wiem, że istniejesz". A później nic już nie pamiętam - przyznał piłkarz.
Follmann i Neto odnieśli w wypadku obrażenia, które uniemożliwiły im powrót na boisko. Spośród ocalałych piłkarzy karierę kontynuował tylko Alan Ruschel. 36-letni dziś obrońca jest kapitanem grającego w brazylijskiej ekstraklasie Juventude. W sezonie 2026 będzie mógł zagrać przeciwko Chapecoense, które właśnie wróciło do Serie A po czteroletniej przerwie.
Zjednoczeni
Po katastrofie prezydent Brazylii Michel Temer zarządził trzydniową żałobę narodową. Podczas uroczystości pogrzebowych na stadionie Arena Conda w Chapeco wzięło udział blisko 100 tys. osób. Katastrofa wstrząsnęła światem futbolu, ale też zjednoczyła go w pomocy dla brazylijskiego klubu.
Kilka dni po wypadku, na wniosek Atletico, władze CONMEBOL uznały Chapecoense triumfatorem Copa Sudamericana 2016. Dzięki temu brazylijski klub otrzymał 2 mln dolarów premii i miał zapewniony udział w następnej edycji Copa Libertadores 2017, co wiązało się z kolejnymi bonusami finansowymi.
Pomogła także FC Barcelona, zapraszając Brazylijczyków na turniej o Puchar Gampera. Reprezentacje Brazylii i Kolumbii rozegrały natomiast specjalny mecz towarzyski, z którego dochód został przekazany klubowi i rodzinom ofiar. Dotkniętemu tragedią klubowi nie groził upadek ze względów ekonomicznych. Do dziś jednak nie odbudował swojej pozycji, którą miał w 2016 roku w południowoamerykańskim futbolu.
Jak podano w oficjalnym komunikacie komisji badającej katastrofę, przyczyną był "pusty zbiornik paliwa samolotu w wyniku niewłaściwego zarządzania ryzykiem przez linie lotnicze LaMia".
ZOBACZ WIDEO: Była 10. sekunda meczu. Niebywałe, co zrobił bramkarz