Artur Wiśniewski: Nowi cudzoziemcy obalą mit taniego, szajskiego importu?

Najwięcej zainteresowania w Polsce budzą Wisła, Lech i Legia. Krakowianie wypróbowali w potyczce z GKS-em Bełchatów Issę Ba i Georgi Christowa, Lech wypuścił na światło dzienne Sergieja Kriwca, z kolei Chińczyk Dong najpewniej w drugiej kolejce będzie mógł pokazać się fanom z Warszawy. Oprócz wspomnianych, zapach murawy zdążył już powąchać m. in. Maycon z Jagiellonii Białystok. Większość tych graczy pokazała się z pozytywnej strony. Wręcz z zaskakująco pozytywnej.

Psioczyliśmy nieraz na graczy sprowadzanych zza granicy przez polskie kluby. Odzywały się różnorakie manifesty, począwszy od tych podkreślających wyższość rasy polskiej nad wszelkimi innymi, a skończywszy na obelgach kierowanych w stronę zawodników-anonimów. Ich nazwiska nawet w najpopularniejszej grze piłkarskiej pt. "Football Manager" w szerokiej bazie danych jak dotąd się nie znajdowały. Kelner, hydraulik, muzyk, piekarz i tak dalej, i tak dalej - grajkom z różnych zakątków świata przypisywaliśmy całą paletę rażąco z futbolem niezwiązanych zawodów, szczególnie wtedy, gdy po paru meczach przekonali nas na dobre, że z piłką nożną nie mają za wiele wspólnego.

Ale pierwsza kolejka, choć tradycyjnie niczym szczególnym nie zachwyciła, dała pewien promyk nadziei, że w gruncie rzeczy nie jest aż tak źle. Właśnie ci gracze o różnych narodowościach pokazali pewien sportowy potencjał, choć oczywiście na podstawie jednego meczu zbyt wiele obiektywnych wniosków wyciągnąć się nie da.

Senegalczyk Issa Ba był jednym z kluczowych graczy Wisły, choć przed startem rozgrywek wytykano mu, że więcej w przeszłości siedział na ławie niż rzeczywiście grywał. Bułgar Georgi Christow wprawdzie nie zabłysnął, ale trudno się dziwić, skoro dopiero parę dni temu dołączył do wiślackiej paczki. W Lechu bardzo dobre zawody rozegrał Białorusin Siergiej Kriwiec. On i Semir Stilić mogą stworzyć najlepszy duet środkowych pomocników w lidze. Obaj zostali zakupieni za znośne kwoty, a jeśli podtrzymają formę, ich wartość wzrośnie wielokrotnie. Przyzwoicie zaprezentował się także Brazylijczyk Maycon z Jagiellonii, który - nie licząc paru żenujących prób symulowania faulu na nim, za które nawet od swojego trenera powinien dostać pasem - w pojedynku z kielecką Koroną imponował efektownymi zagraniami i dobrym startem do piłki.

Trochę gorzej wyglądała sprawa w warszawskiej Polonii. Tam zbyt pozytywnego wrażenia nie pozostawili po sobie ani Hiszpan Guerao Mayoral, ani też Chilijczyk Cortés Pinto, ale trudno się temu dziwić, bo Lech rozegrał jeden z lepszych meczów za kadencji trenera Jacka Zielińskiego. W piłce nożnej rzadko kiedy miewamy status quo.

Wielką niewiadomą wciąż pozostaje Chińczyk Dong Fangzhuo. Z Legią trenował od stycznia. Prezes Leszek Miklas widział go w drużynie, trener Jan Urban niekoniecznie, ale ostatecznie zdecydowano się podpisać z nim kontrakt. Skoro kiedyś sprowadził go do siebie Manchester United, najwidoczniej nie jest to gracz, dla którego warszawska Legia byłaby zbyt wysokimi progami.

Źródło artykułu: