Agnieszka Kiołbasa: W poniedziałek zaczął pan pełnić obowiązki szkoleniowca gliwickiego Piasta. Wahał się pan nad przyjęciem tej propozycji, czy bez większego zastanowienia ją zaakceptował?
Ryszard Wieczorek: Będąc trenerem trudno jest unikać odpowiedzialności. Niezależnie od tego czy zespół znajduje się w takiej sytuacji jak Piast, czy w takiej jak Legia, która walczy o mistrzostwo Polski, praca zawsze jest dużym ryzykiem. W zawodzie szkoleniowca nie możemy wybierać. Nie mogę powiedzieć: "To jest klub, który ma trudną sytuację, bo zajmuje miejsce spadkowe, a do końca sezonu pozostało dziesięć meczów, to ja się nie podejmę tego zadania, niech to zrobi ktoś inny". Wówczas jako trener sam bym się zdyskwalifikował.
Kiedy Piast po raz pierwszy się z panem skontaktował? W poniedziałek zwolniono trenera Fornalaka, a po chwili było już znane nazwisko jego następcy.
- W sobotę późnym wieczorem był pierwszy kontakt. Umówiliśmy się na niedzielę, wówczas uzgodniliśmy szczegóły związane z przejęciem zespołu i w poniedziałek rozpocząłem pracę. Zdaję sobie sprawę z tego, że łatwo nie będzie, ale w tym zawodzie trudno bać się odpowiedzialności, a ja należę do ludzi odważnych. Mam nadzieję, że wspólnymi siłami, począwszy od działaczy, poprzez sztab szkoleniowy, zawodników i kibiców, którzy są bardzo ważni, uda się nam utrzymać Piasta w ekstraklasie. Chciałem jednak zauważyć, że sytuacja jest trudna i wszyscy muszą się sprężyć na maksa. Muszą dać z siebie nie 100 procent, ale 120.
Wraca pan do trenerki po dłuższej przerwie. Brakowało panu tych emocji związanych z pracą szkoleniowca?
- Na pewno mi tego brakowało. Wcześniej przez kilka lat pracowałem bez jakiejś dłuższej przerwy. Między Górnikiem a Odrą był to miesiąc, a między Koroną a Górnikiem dwa. Można więc powiedzieć, że od 2001 roku pracowałem non stop, byłem w rytmie, nabierałem doświadczenia. Teraz upłynęło pół roku od mojego ostatniego zatrudnienia w klubie. Miałem czas na przemyślenia, na analizę swoich działań, na refleksję. Na pewno ciągnęło mnie do szatni, na boisko, bo myślę, że tam się dobrze czuję.
Przed panem trudne zadanie. Trener Fornalak zostawił Piasta na 15 miejscu w tabeli z 17 punktami na koncie, a do zakończenia sezonu pozostało tylko dziesięć kolejek…
- Będzie trudno, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Życie w ogóle jest ciężkie. Te drużyny, które mają obecnie 20, 21 punktów też nie są bezpieczne, bo tych oczek trzeba mieć około 30. My sobie zdajemy sprawę z powagi sytuacji, ale myślę, że 13 punktów jesteśmy w stanie zdobyć, a tyle może nam zagwarantować utrzymanie. Gdybym nie wierzył, że tak się stanie; gdybym sądził, że to słaby zespół i nie da rady, to bym się nie podjął się tej pracy. Ja jednak oglądałem wszystkie mecze Piasta w tej rundzie i uważam, że ta drużyna ma potencjał. Jeżeli u piłkarzy wróci wcześniejsze podejście taktyczne, dyscyplina wewnętrzna, duża wiara w to, co robią na boisku, bo jej na pewno brakuje, to jestem przekonany, że cel osiągniemy. Potencjał indywidualny jest spory, ale musimy z tego stworzyć kolektyw, drużynę. Takie jest moje zadanie w tym momencie.
Gra Piasta w tym momencie pozostawia wiele do życzenia. Zespół traci sporo głupich bramek, stwarza niewiele sytuacji. Myśli pan, że do niedzieli, do tego arcyważnego meczu z Polonią Bytom uda się coś zmienić?
- Nie zgodziłbym się z tym wszystkim. Owszem ten zespół tracił bramki, ale na początek zremisował z Zagłębiem Lubin. Tam bliżej zwycięstwa na pewno było Zagłębie, ale już w konfrontacji z Bełchatowem, Piast stworzył sobie bardzo dużo sytuacji. Gdyby sfinalizował chociaż część z nich, to nie wiem, czy bełchatowianie by tak łatwo wygrali, a przypomnę, że wygrali różnicą tylko jednej bramki. Z Odrą gliwiczanie przegrali co prawda 0:2, ale pragnę zauważyć, że po stracie gola, to Piast miał dwie klarowne sytuacje: Smektała i Paluchowski sam na sam. To nie do końca tak, że tych okazji nie ma. Kluczem na pewno będzie odniesienie pierwszego zwycięstwa. Najważniejsze, by piłkarze uwierzyli w to, co robią, bo myślę, że po tych jedenastu niewygranych spotkaniach, jest problem natury mentalnej. Nad tym będziemy pracować.
We wtorek Piast jedzie na obóz do Dzierżoniowa. Ten pomysł wyszedł od pana?
- Tak. Musimy się bliżej poznać. W związku z tym zaproponowałem ten wyjazd. W poniedziałek odbyliśmy pierwszy wspólny trening, we wtorek rano wyjeżdżamy do Dzierżoniowa, wracamy w czwartek. Myślę, że te dwa i pół dnia, czy trzy dni wystarczą na to, żeby przeprowadzić parę rozmów. Może zawodnicy się otworzą, coś podpowiedzą, wyjaśnią dlaczego im nie idzie, bo wiadomo, że na forum nikt nie zacznie mówić. Musimy ze sobą trochę pobyć. Nie możemy zaniedbać niczego, co nam będzie potrzebne w perspektywie tego najbliższego meczu z Polonią Bytom. Trzeba przepracować ten okres tak, żebyśmy wyszli na murawę zmotywowani, abyśmy gryźli trawę, byli pozytywnie zakręceni, wściekli na boisku. Tego właśnie Piastowi w ostatnim okresie brakowało.
Do Dzierżoniowa zabiera pan cały zespół?
- Łukasz Krzycki na pewno zostanie w Gliwicach, Mateusz Kowalski jest pod opieką rehabilitantów z Fizjofitu, więc uznałem, że lepiej będzie, jeśli spędzi te dni tutaj. Daniel Iwan też nie jest jeszcze gotowy do gry. Piłkarze kontuzjowani nie pojadą z nami na obóz.
Wracając do postawy Piasta. Uważa pan, że w najbliższych dniach trzeba będzie popracować przede wszystkim nad psychiką zawodników?
- Między innymi, ale nie tylko. Psychika to jeden z elementów tej układanki. Wiadomo, że kiedy nie ma zwycięstw, to brakuje pewności. Ten zespół musi zapomnieć o tym, co było i zagrać w dziesięciu pozostałych meczach tak, jakby to była nowa karta, nowy rozdział, bo w pewnym sensie tak jest. Przyszedł nowy trener, nowa "miotła" i aby był pozytywny efekt tych działań, musimy popracować nad tą sferą mentalną. Głównie zależy mi jednak na tym, aby Piast przypomniał sobie, jak to było w poprzednim roku, kiedy utrzymywał się w ekstraklasie, kiedy na początku tego sezonu po kilku kolejkach był wysoko w tabeli. Ci piłkarze zaczynali od zaangażowania, chciejstwa. Chcieli się pokazać, wypromować i tak też się stało, o czym świadczą powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski, a w przypadku Kamila Glika do kadry seniorów. To wszystko było na takiej zasadzie, że chcieli udowodnić sobie i całej Polsce, że jednak w Piaście Gliwice można. W pewnym momencie jednak zadowolili się tym, co jest i doszło do stagnacji. Najwyraźniej uznali: "Jesteśmy dobrzy, poradzimy sobie". Zaczęło brakować tej determinacji i ją ma na celu wyzwolić to zgrupowanie. Ja ich przecież nie nauczę grać w piłkę. Owszem, każdy trener ma swoje spostrzeżenia taktyczne i będę się starał je przełożyć na drużynę, ale żadnych rewolucji nie będzie, bo nie ma na to czasu. Na pewno jednak piłkarze, którzy do tej pory siedzieli na ławce i nie grali, będą mieli szansę pokazać się na zajęciach i udowodnić, że zasługują na występy. Chcę zobaczyć, jak wygląda sytuacja, bo może być tak, że ktoś się pogodził ze swoją pozycją w zespole. Wszyscy mają szanse przekonać nowego trenera do tego, że mogą pomóc Piastowi w najbliższych meczach.
Czyli wszyscy piłkarze startują u pana z niejako czystą kartą?
- Można tak powiedzieć, ale na pewno są w drużynie zawodnicy, którzy są bliżej wyjściowej jedenastki, bo wiem, jak grali w ostatnich spotkaniach. Są też w rytmie meczowym od początku sezonu. Jednak ci, którzy szansy nie dostali, mają okazję zaprezentować się na treningu. Będziemy się zastanawiać, kto może pomóc Piastowi w zdobyciu punktów, a przede wszystkim w walce o utrzymanie, bo w pozostałych meczach musimy ugrać tyle oczek, żeby w tej lidze pozostać.