Przypomnijmy, że po klęsce w eliminacjach Ligi Mistrzów z Levadią Tallin, działacze Wisły zdymisjonowani Jacka Bednarza, który pełnił w krakowskim klubie funkcję dyrektora sportowego. Postanowiono nie zatrudniać w jego miejsce nikogo nowego i zasłaniając się zmianą koncepcji budowania drużyny - na podstawie modelu brytyjskiego - rolę menedżera pełniącego funkcje szkoleniowe i odpowiedzialnego za transfery przejął Maciej Skorża. Tak naprawdę chodziło o to, by szukać oszczędności, bowiem pozbawiona wpływów za grę w europejskich pucharach Wisła wpadła w poważny dołek finansowy. Skorża wsparty nieformalnymi współpracownikami i ograniczony ramami budżetu nie potrafił przeprowadzić w przerwie zimowej znaczących transferów.
Kasperczak obejmując w poniedziałek stery drużyny zaznaczył, że będzie jedynie szkoleniowcem. - Będę tylko trenerem. Będę odpowiadał za przygotowanie taktyczne, techniczne i fizyczne zespołu - mówił "Henry". To kontynuacja zmian, na które zanosiło się w klubie już od początku tego roku, kiedy do pracy w Wiśle powrócił Jakub Jarosz. Dawny bliski współpracownik Grzegorza Mielcarskiego z czasów pełnienia przez niego funkcji dyrektora sportowego, jest teraz w klubie odpowiedzialny za "rozwój pionu sportowego".
Podobny wniosek wysnuwa Andrzej Iwan - świetny przed laty gracz Wisły, członek sztabu szkoleniowego Kasperczaka w czasie jego pierwszej kadencji przy Reymonta, a dziś ekspert telewizyjny. - Może wraca stare? Może wróci grupa działaczy, którzy potrafili zadbać o to, by w Wiśle grali najlepsi zawodnicy. Przywrócenie trenera Kasperczaka może świadczyć o tych powrotach. Jest też inna rzecz - znajdą się finanse. Być może jeśli Kasperczak obroni tytuł, znajdą się pieniądze. Nawet doszły do mnie głosy, że pan Cupiał da pieniądze, ale nie tej ekipie, która była wcześniej w klubie - zdradza były reprezentant Polski.
Zdaniem Iwana skupienie się jedynie na pracy szkoleniowej jest w przypadku Henryka Kasperczaka najlepszym wyjściem. Kiedy przed laty odpowiadał za transfery w Wiśle i niedawno w Górniku Zabrze, nie wyglądało to najefektowniej. - Nie wypada mi krytykować Heńka Kasperczaka za czas, w którym kontrolował całość w Wiśle. Jednak te transfery nie były najlepsze. Nie miał dobrego rozeznania, ufał niektórym ludziom, co jest jednak ryzykiem trenerskim, że ufa się menedżerom i znajomym. Bardzo dobrze, że zajmie się tylko "trenerką", bo to mu wychodzi najlepiej - tłumaczy komentator Orange Sport.
Jak w ogóle Iwan zareagował na ponowny mariaż Bogusława Cupiała z Kasperczakiem. Od 2004 roku obaj panowie pozostawali w stałym konflikcie. Szkoleniowiec sądził się z klubem o rzekome należności przysługujące mu z tytułu kontraktu (blisko milion złotych), a na Reymonta miał niepisany zakaz wstępu. - Fantastyczna sprawa, że się dogadali. Nie wierzyłem, że jest to możliwe. Znam prezesa Cupiała na tyle, że wiem, że jest człowiekiem pamiętliwym. Ktoś kto raz mu się naraził, może mieć potem kłopoty - mówi Iwan, który sam na Wiśle jest persona non grata. - Być może dla mnie nastaną lepsze czasy i będę mógł kiedyś przyjść na stadion i oglądać mecz Wisły?
Kasperczak nie ma dużo czasu, by odcisnąć jeszcze w tym sezonie swoje piętno na zespole. Iwan wskazuje jednak sfery, w których gra krakowian może ulec szybkiej poprawie. - Gra Wisły na pewno będzie płynniejsza. Znam Kasperczaka, pracowałem z nim i widziałem, że to co robi się na treningach ma jakiś cel. Widać to później w meczach. W takiej lidze jak nasza obciachem jest kiedy takie drużyny, jak Wisła i Legia grają jednym napastnikiem. Powinny grać 4-3-3. Tak, takie drużyny tak powinny grać - puentuje kąśliwie Iwan.