Henryk Kasperczak, który w poniedziałek zastąpił na stanowisku szkoleniowca Białej Gwiazdy Macieja Skorżę aż do czwartku nie miał możliwości przeprowadzenia treningu na klubowych obiektach. W poniedziałek spotkał się z zespołem jedynie na rozmowie, a już następnego dnia rano wiślacy udali się w podróż do Gdańska. Na Wybrzeżu odbyli lekki rozruch przed środowym meczem ćwierćfinału REMES Pucharu Polski z gdańską Lechią, a noc ze środy na czwartek spędzili podróżując do Krakowa.
Po bezbramkowym remisie w Gdańsku Kasperczaka cieszy na pewno powrót do pełni zdrowia Małeckiego i Ba, którzy dają mu szersze pole manewru przy zestawieniu formacji ofensywnej na sobotni pojedynek z Lechią. "Mały" i Ba wyłączeni byli z treningów od meczu z Jagiellonią Białymstok.
Z kolei na powrót na zieloną murawę Łukasza Garguły i Petera Singlara czekano znacznie dłużej. Obaj w bieżącym sezonie rozegrali w sumie 166 minut w oficjalnych meczach Wisły. W obu przypadkach o przedłużającym się procesie odzyskania pełnej sprawności zadecydowała decyzja o zbyt wczesnym powrocie na boisko po kontuzji.
Garguła cierpi jeszcze skutki urazu, którego nabawił się na początku lutego minionego roku. Jesienią pojawił się w trzech spotkaniach Wisły, ale później okazało się, że potrzebna będzie kolejna interwencja chirurgiczna w kontuzjowanym miejscu. W czasie pierwszej niemiecki chirurg Volker Fass zaszył Polakowi kawałek igły w kolanie. Wisła i sam zawodnik zarzucają mu też, że oprócz tego fatalnego niedopatrzenia po prostu źle przeprowadził zabieg. - Czuję się fantastycznie. Cieszę się, że nic mnie nie boli i pokopałem piłkę. Takie proste rzeczy, a cieszą - mówi cytowany przez oficjalną stronę internetową krakowskiego klubu.
Signlar z kolei kontuzji doznał w lipcu minionego roku, a do gry wrócił we wrześniu. Również okazało się, że przedwcześnie, bowiem już w pierwszym meczu nabawił się nowej kontuzji. Mimo naderwania mięśnia kontynuował grę w meczu z Polonią Bytom, przez co uraz pogłębił się, a rehabilitacja wydłużyła do kilku miesięcy.