Bandyci najpierw pojawili się na trybunach kameralnego obiektu przy ul. Lipowskiego w Krakowie, by po chwili wkroczyć na murawę i rozpocząć polowanie na graczy Bieżanowianki. Ci zaczęli uciekać do budynku klubowego i restauracji mieszczącej się obok stadionu.
- Ci bandyci biegając po stadionie krzyczeli "j... Wisłę", ale co oni mają wspólnego ze sportem? Nic! Przyjechała policja, przesłuchała parę osób, ale czy doprowadzi to do wykrycia sprawców? Na pewno to całe zdarzenie odbije się na klubie. Ludzie będą się bali przychodzić na mecze. Ja miałem dziś wziąć ze sobą wnuczkę i wnuka, szczęście od Boga, że woleli pójść na rolki. Nie chcę myśleć co mogłoby im się stać gdyby byli na trybunach. Jak przyszedłem do domu i chaotycznie opowiedziałem żonie o tym co się stało, to była zszokowana. Poszedłeś na mecz, a mogłeś nie wrócić - powiedziała... - cytuje trenera Bieżanowianki, Tadeusza Polichta oficjalny serwis internetowy klubu.
W wyniku ataku ranna została ostatecznie jedna osoba. To kierownik sekcji piłki nożnej klubu, Tomasz Polak. Były kapitan drużyny w czasie ucieczki potknął się, a jeden z napastników uderzył go metalową pałką. Zakrwawionego rannego do szpitala zabrała karetka pogotowia.
Mecz, o którym mowa odbył się w sobotę. Do niedzielnego wieczoru krakowskiej policji udało zatrzymać się 8 mężczyzn podejrzanych o udział w zajściu.