Kibice chcieli, żebyśmy poświęcili swoje "jajka" - rozmowa z Dariuszem Pawlusińskim, skrzydłowym Cracovii

Dariusz Pawlusiński to najbardziej doświadczony zawodnik Cracovii i jeden z najdłuższych stażem w klubie. Z 32-letnim skrzydłowym rozmawiamy o napiętej sytuacji w drużynie i relacjach piłkarzy Pasów z kibicami, którzy z okazji Świąt Wielkiejnocy mieli dla nich prostą receptę na poprawę gry...

Maciej Kmita: Rozmawiamy przy okazji święcenia pokarmów wielkanocnych na Cracovii. To rzadka sytuacja, żeby piłkarze mogli uczestniczyć w tej uroczystości. Przez ostatnie lata zawsze w Wielką Sobotę graliście mecze wyjazdowe.

Dariusz Pawlusiński: Cieszymy się, że te Święta możemy w całości spędzać z rodzinami. Faktycznie nie było jeszcze takiej możliwości, bo zawsze graliśmy gdzieś w Polsce. Święta nie są jednak w stu procentach radosne.

Z powodu waszych wyników?

- Sytuacja jest ciężka. Musimy przezwyciężyć wszystkie niemoce i myśleć o tym, żeby na boisku pokazać to, co potrafimy najlepiej - wykorzystywać okazje i zdobywać punkty. Żyjemy Świętami, ale nie są one w pełni radosne.

Wracając jeszcze do "święconki". Pan jako jeden z nielicznych zawodników Cracovii zjawił się tu z całą rodziną.

- Bardzo szanuję Cracovię. Czuję się czystym Pasiakiem. Jeśli tylko mam możliwość, zawsze korzystam z tego i przyprowadzam rodzinę. Nie mam się czego wstydzić.

Mogliście stanąć oko w oko z kibicami...

- Słyszałem, że kibice zastanawiali się, czy powinniśmy tu być z pokarmami w koszyczkach, czy powinniśmy swoje "jajka" poświęcić, żeby na boisku coś w końcu wymyśleć... Jest to niemiłe, ale sami jesteśmy temu winni. Nasze wyniki nie są takie, jakbyśmy oczekiwali my, trener Lenczyk i przede wszystkim kibice.

Mimo tych złośliwości, czuliście tu raczej wsparcie z ich strony?

- Każdy na pewno chce Święta spędzić w miłej atmosferze. Chyba chcieli nam tego oszczędzić i nas nie dołować. Czujemy ich wsparcie i odczujemy jeszcze nie raz, a oni zobaczą, że potrafimy grać z polotem tak, jak oni oczekują.

Cracovia utrzyma się w ekstraklasie?

- Musi się utrzymać. Nie wyobrażam sobie tego, że w ciągu dwóch lat dwukrotnie doprowadzimy do tego, że będzie spadek. Nikt w klubie, żaden z zawodników i trenerów sobie tego nie wyobraża. Jestem święcie przekonany, że Cracovia się utrzyma.

Wasz kryzys jest faktem. To największy dołek odkąd jest pan w Cracovii?

- Nie powiedziałbym, że to jest kryzys. Jest lekka niemoc - ja to tak nazywam. Kryzys może się objawiać inaczej. Chcemy zdobywać punkty, więc musi przyjść mecz przełomowy, w którym naprawdę nam się uda stworzyć sytuacje i strzelić bramki. To nam pozwoli uwierzyć w to, że jesteś w stanie grać dobrze. Sytuacja nie jest tragiczna, ale powoli zaczyna bić dzwonek do zdobywania punktów. W siedmiu ostatnich meczach mamy cztery wyjazdy. Z tych spotkań też musimy przywozić punkty.

To już nie dzwonek, a dzwon...

- To co mają powiedzieć te drużyny, które są za nami? Będą grały z czołówką, będą grały między sobą. My takie mecze mamy już za sobą. Wszyscy po cichutku liczymy, że tak jak jesienią przyszedł mecz przełamania z Polonią Warszawa i zaczęła się seria zwycięstw, tak teraz w końcu zapunktujemy i przyjdą wygrane.

Personalnie na pewno nie macie gorszego zespołu od drużyn, z którymi walczycie o utrzymanie - Arki, Odry, Piasta.

- Jakby nie było, w Cracovii są ludzie z nazwiskami. To nie są anonimowi ludzie, którzy grają w piłkę. Ci ludzie grać potrafią. Tak jak powiedziałem, mamy trochę niefartu, co rzutuje na naszą postawę na boisku. Wychodzimy na mecz i zamiast myśleć o dobrej grze, skupiamy się tylko na tym, żeby w końcu zapunktować.

Komentarze (0)