Michał Maciejewski: Może zdarzy się cud

 / Znicz
/ Znicz

Motor Lublin i Wisła Płock walczą o utrzymanie. W bezpośrednim starciu Nafciarze okazali się lepsi, przez co lublinianie jedną nogą są już w II lidze. Na dziewięć meczów przed końcem sezonu mają dziesięć punktów straty do bezpiecznej strefy.

W sobotę Wisła strzeliła Motorowi aż cztery bramki. Świadczy to o słabej postawie defensywy lubelskiego zespołu, w której zabrakło kilku kontuzjowanych piłkarzy. Michał Maciejewski nie ukrywa, że uwidocznił się brak zgrania. - Z Carlosem naprawdę nie potrafię grać. Ja nie czuję jego, ani on mnie. Po prostu nie rozumiem się z nim. Na tej pozycji musi być ktoś, kto naprawdę współpracuje ze mną. Z tego wynikały błędy, jak było widać. Ja nie będę na nikogo zwalał winy - ocenia kapitan Motoru.

Do przerwy Motor prowadził 3:1. Wydawało się, że kontroluje przebieg gry i utrzyma korzystny wynik. Lublinianie jednak już po godzinie gry zaledwie remisowali. - Motor często tak ma, że pierwsze 15 minut pierwszej połowy wychodzi trochę na stojąco. Mobilizowaliśmy się w szatni, żeby tak nie zrobić, bo będzie to ważne. Straciliśmy głupią bramkę na 3:2, ale jeszcze był spokój, bo prowadziliśmy. Ta trzecia i później czwarta to jest jakieś kuriozum, nie mogę sobie tego wytłumaczyć - przyznaje załamany 27-letni obrońca.

Dotychczas podopieczni Bogusława Baniaka byli groźni niemal dla wszystkich rywali, w każdym wiosennym meczu strzelili przynajmniej jednego gola i nie przegrali czterech kolejnych spotkań. Mimo to w ogóle nie poprawili swojej sytuacji w tabeli, która po porażce z Nafciarzami jest dramatyczna. - Niestety, wszyscy zdobywają punkty. Będziemy walczyć do końca, może zdarzy się jakiś cud. W każdym meczu można zdobyć trzy punkty, są matematyczne szanse, więc trzeba grać do końca - argumentuje Maciejewski.

Komentarze (0)