Piłkarz z Burkina Faso od dłuższego czasu zmagał się z urazem, ale w łęczyńskim klubie liczono, że mimo wszystko będzie on gotowy do gry przeciwko Portowcom. Nadzieja okazała się płonna. - Prezes odczuwał ból pachwiny i praktycznie przez trzy dni przed meczem nie trenował. W piątek delikatnie się poruszał. Miał po rozgrzewce powiedzieć czy dalej coś mu dokucza. Można było go naszpikować środkami przeciwbólowymi i zaryzykować, ale jest jeszcze dziewięć meczów przed nami i na pewno nam się przyda, ale zdrowy - wyjaśnia Tadeusz Łapa.
W sobotnim meczu zabrakło również kilku innych ważnych ogniw w zespole Górnika. Zastąpienie ich urosło do rangi niewykonalnego zadania. - To nie tylko Prejuce. Zabrakło Bartoszewicza i Nildo, którzy decydowali o grze. Ten drugi zapewnił nam zwycięstwo w Świnoujściu, bo to po jego zatrzymaniu piłki i podaniu padła bramka, którą strzelił Nakoulma. Dodatkowo Bartkowiak trzymał tyły - przyznaje trener łęczyńskiej jedenastki.
W zaistniałej sytuacji parę stoperów stworzyli Piotr Karwan i Wallace Benevente. Nie stanowili oni monolitu, popełnili sporo błędów, które słono kosztowały zielono-czarnych, a Karwan strzelił samobójczą bramkę. - Może to nie wynikało z słabszej formy. Oni po prostu się nie rozumieli, kto ma atakować, a kto asekurować - ocenia szkoleniowiec.
Obaj zawodnicy mocno nadwyrężyli zaufanie trenera i nie zagrają w środowym pojedynku z Sandecją Nowy Sącz. Brazylijczyk i tak nie mógłby wystąpić, gdyż nabawił się urazu nosa, a poza tym musi pauzować za cztery żółte kartki. Obok Adriana Bartkowiaka zaprezentuje się więc Radosław Bartoszewicz, nominalny pomocnik. - Bartoszewicz już grał na tej pozycji. Na sto procent da sobie radę jako drugi stoper - z optymizmem przekonuje trener Łapa.