Zwycięzcy szlagieru - Mariusz Jop i Krzysztof Kotorowski

Ludzi, których usatysfakcjonowało szlagierowe spotkanie Wisły Kraków i Lecha Poznań nie jest wielu. Bez wątpienia jednak do tego grona zaliczają się Mariusz Jop i Krzysztof Kotorowski, którzy przyczynili się do tego, by mecz na szczycie ekstraklasy zakończył się bez bramek.

Zarówno Jop, jak i Kotorowski przed sobotnim spotkaniem nie znajdowali się w komfortowej sytuacji. Obaj w niezwykle istotnym dla losów mistrzostwa pojedynku mieli za zadanie zastąpić bardzo mocne ogniwa swoich zespołów. Jopowi przyszło bowiem pełnić rolę zmiennika kapitana mistrzów Polski i prawdziwej opoki drużyny, Arkadiusza Głowackiego. Kotorowski natomiast stanął do bramki zamiast Jasmina Buricia.

Położenie Jopa i Kotorowskiego przed sobotnim meczem łączyło jednak więcej. Otóż po pierwsze i Głowacki, i Burić są zawodnikami, z którymi na boisku Wisła i Lech rzadko traciły bramki. Z "Głową" w składzie Biała Gwiazda 9 razy kończyła mecz bez straty bramki. Tyle samo czystym kontem w tym sezonie mógł popisać się młody bośniacki golkiper Lecha.

Po drugie, zarówno Jop, jak i Kotorowski nie byli w tym sezonie faworytami u swoich szkoleniowców. Ten pierwszy na grę mógł liczyć tylko wtedy, gdy kontuzjowani byli Głowacki lub Marcelo. "Kotor" natomiast pierwszy raz w tych rozgrywkach zagrał dopiero na kolejkę przed meczem z Wisłą ze względu na uraz Buricia. Natomiast jesienią wobec kontuzji Grzegorza Kasprzika Jacek Zieliński zaufał właśnie Bośniakowi, a nie doświadczonemu Kotorowskiemu.

W sobotę na Suchych Stawach obaj udowodnili, że trenerzy i kibice przedwcześnie odstawili ich na boczny tor. Dzięki dobrej grze Jopa, Lech nie mógł rozwinąć skrzydeł w ofensywie, a najlepszy snajper ekstraklasy, Robert Lewandowski tylko raz doszedł do sytuacji strzeleckiej. - Mariusz jest byłym reprezentantem Polski, grał kilka lat za granicą. Na pewno nie zagraliśmy z przodu tego, na co nas stać, więc miał trochę ułatwione zadanie - mówił po końcowym gwizdku Lewy. W podobnym tonie wypowiadał się Sławomir Peszko, który w ten sposób tłumaczył to, że Kolejorz nie wykorzystał braku Głowackiego: - Za Głowackiego do składu Wisły wszedł Jop, a to nie jest junior, tylko doświadczony piłkarz, który występował w reprezentacji Polski.

Sam Jop jest zadowolony z tego, jak zaprezentował się w hicie rundy. - Wydaje mi się, że zagrałem poprawne spotkanie. O tym, że wystąpię dowiedziałem się koło południa w dniu meczu. Wtedy trener przedstawił mi swoją decyzję. Na pewno jakieś obawy miałem, bo długo nie grałem w meczu o punkty, a tak się złożyło, że graliśmy z najlepszą – poza nami – drużyną w lidze - mówi stoper Wisły. Henryk Kasperczak choć do ostatniej chwili wahał się między Jopem, a Cleberem ostatecznie mógł cieszyć się ze swojego ruchu: - Jestem zadowolony z jego występu. Mariusz zagrał dobry mecz. Nie popełnił błędu, a w końcówce mógł nawet pokusić się o zwycięską bramkę. Godnie zastąpił Głowackiego

Kilka interwencji Kotorowskiego ustrzegło z kolei Lecha przed utratą gola. Najlepszą chyba była ta z 27. minuty, kiedy wyciągnął się jak struna, by sparować strzał Wojciecha Łobodzińskiego z 16 metrów. - Wisła po tym remisie nie płacze. Jest w miarę zadowolona. My nie jesteśmy - mówi poznański golkiper.

- Obie drużyny były przygotowane taktycznie. Wiedzieliśmy o rywalu wszystko, ale i oni dobrze odrobili pracę domową. Wiedzieli, że mamy świetnych skrzydłowych i super snajpera z przodu. Chęć walki o zwycięstwo była duża, mocno motywowaliśmy się w szatni, ale nie wychodziło to, czego oczekiwaliśmy - tłumaczy Kotorowski przyczyny mało efektownego występu obu drużyn.

Po remisie Wisła utrzymała czteropunktową przewagę w tabeli nad Kolejorzem i na 5 kolejek przed końcem, to mistrzowie Polski są bliżej obrony tytułu, niż Lech odzyskania go. - Jednak tylko o krok. Zostało jeszcze pięć spotkań, ale na pewno jesteśmy w lepszej sytuacji niż przed meczem z Lechem - puentuje Jop.

Komentarze (0)