Analiza SportoweFakty.pl - Dobra dziurawa droga

Niebawem minie pół roku, odkąd za sterami piłkarskiej reprezentacji Polski zasiadł Franciszek Smuda. Byłego opiekuna Zagłębia Lubin czeka trudne zadanie przygotowania drużyny na EURO 2012. W trakcie ostatnich sześciu miesięcy, biało-czerwoni pod wodzą Smudy rozegrali sześć spotkań towarzyskich. Polscy piłkarze zaprezentowali się w nich bardzo przeciętnie. Zważywszy na to, że Polaków czekają w najbliższym czasie mecze z rywalami z najwyższej światowej półki, to kolejne półrocze kadencji Franciszka Smudy, może być dla niego bardzo gorące.

Młodzież rządzi

Wybór Franciszka Smudy na selekcjonera reprezentacji Polski, nie wzbudził wielu kontrowersji. Szkoleniowiec miał za sobą spore rzesze kibiców, co skrzętnie dostrzegł Polski Związek Piłki Nożnej, mianując na stanowisko pierwszego trenera RP "wybrańca ludu". Co prawda, powstało wiele teorii spiskowych na temat tej nominacji, jednak niektóre z nich trudno traktować poważnie. Jedynie ta, mówiąca o tym, że PZPN mianował Smudę tylko dlatego, by ratować podupadły wizerunek piłkarskiej centrali w mediach i wśród kibiców, sprawia wrażenie niekoniecznie mijającej się z rzeczywistością. Zamiast jednak rozdrapywać kwestie związane z PZPN, przyjrzyjmy się temu, jak ewoluowała dotychczasowa selekcja, pod kątem budowy zespołu na EURO 2012. Dwa pierwsze spotkania towarzyskie pod wodzą nowego selekcjonera, były meczami jedynie poznawczymi. Polacy ulegli Rumunom 0:1 oraz pokonali Kanadę 1:0. Co zrozumiałe, w reprezentacji pojawiło się wówczas wiele nowych twarzy. Były także spektakularne powroty, jak choćby ten Kamila Kosowskiego. Smuda zapowiadał postawienie przede wszystkim na młodzież. Z tej obietnicy regularnie się wywiązuje, powołując spore rzesze młodych zawodników na każde zgrupowanie. Niestety, wszystko wskazuje na to, że w tym wypadku Smuda trochę przeholował. Wielu młodych graczy, udowodniło, że na regularne powołania do kadry zasługuje, ale istnieje także spora grupa piłkarzy, dla których kadra to wciąż za wysokie progi.

Perełki i niewypały

Wielu z młodych zawodników zawiodło przede wszystkim w Tajlandii. Na zgrupowaniu, gdzie rywalami Polaków były zespoły Danii, Tajlandii oraz Singapuru, niektórzy z nich nie pokazali niczego szczególnego. W tej grupie jest m.in. Tomasz Jodłowiec, od pewnego czasu kreowany na jednego z najbardziej utalentowanych polskich obrońców. To jednak Maciej Sadlok a zwłaszcza Kamil Glik, zaprezentowali się w dalekiej Azji zdecydowanie korzystniej od stopera Czarnych Koszul. Nie wypalił też eksperyment z powołaniem Jakuba Tosika, który zaprezentował się z kolei bardzo przeciętnie. Inni debiutanci, jak choćby Tomasz Brzyski czy Tomasz Nowak, mieli za mało czasu, by pokazać co potrafią. Wydaje się, że jak na razie największym zwycięzcą jest Maciej Rybus. Pomocnik warszawskiej Legii otrzymuje od Smudy sporo szans, i co ważne, wykorzystuje je. Młody skrzydłowy gra bardzo odważnie i bez kompleksów. Podobnie zresztą jak Patryk Małecki, tyle że ten dla odmiany wyróżnia się raczej w lidze, natomiast w kadrze wciąż nie pokazał swoich możliwości. W ciągu ostatniego półrocza, Smuda sprawdził w zasadzie wszystkich mniej lub bardziej wyróżniających się piłkarzy w polskiej ekstraklasie. Na liście powoływanych, brakuje jedynie Artura Sobiecha oraz Kamila Grosickiego. Selekcjoner wykazał się także nie lada wyczuciem, kiedy wysyłał powołanie do anonimowego Adama Matuszczyka.

Wsparcie z Niemiec

Pomocnik 1.FC Koeln na zgrupowanie do Tajlandii co prawda nie pojechał, lecz bynajmniej nie ze względu na niechęć do gry w biało-czerwonych barwach. Na wyjazd nie zgodzili się włodarze klubu z Nadrenii, bowiem wobec problemów kadrowych, polski pomocnik urodzony w Niemczech, był potrzebny w kadrze pierwszego zespołu. Matuszczyk zdołał już zadebiutować w Bundeslidze, gdzie zaliczył bardzo udane zawody zwłaszcza w meczach z ligowymi potentatami, Bayerem Leverkusen i Bayernem Monachium. Młody pomocnik strzelił także swoje pierwsze bramki w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech, dwukrotnie pokonując bramkarza TSG 1899 Hoffenheim. Smuda pozostaje otwarty na zawodników, którzy chcieliby zagrać w biało-czerwonych barwach. Selekcjoner nie jest jednak przekonany do Rogera Guerreiro i woli zająć się poszukiwaniem piłkarzy urodzonych w polskich rodzinach, mieszkających w Niemczech. Nie jest tajemnicą, że Smuda od lat fascynuje się niemieckim futbolem, a także tamtejszym systemem szkolenia piłkarzy. Próbował namówić do gry w reprezentacji Polski m.in. Eugena Polanskiego, jednak niemiecki pomocnik z polskimi korzeniami, ostatecznie dla Polski nie zagra. Wciąż nierozstrzygnięta pozostaje sprawa gry w reprezentacji Polski Sebastiana Boenischa. Obrońca Werderu Brema ponoć wyraził chęć reprezentowania naszego kraju, jednak kontuzja przeszkodziła mu w przyjeździe na mecz z Bułgarią.

Niekonsekwentna koncepcja

Koncepcja budowy zespołu na EURO 2012, obrana przez Franciszka Smudę ma z pewnością dobre założenia. Niestety ich realizacja pozostawia wiele do życzenia. Pojawia się w niej także sporo niekonsekwencji. Selekcjoner chciał odważnie postawić na młodych piłkarzy, jednak nie pozwolił zaprezentować się w kilku meczach choćby Radosławowi Majewskiemu. Pomocnik Nottingham Forest zagrał co prawda z Bułgarią, lecz w nowatorskim ustawieniu i ocenianie jego gry po jednym spotkaniu byłoby wysoce niestosowne. Co innego Maciej Iwański, który od lat udowadnia, że jest piłkarzem wyłącznie ligowym. Zagrał w kilku meczach za kadencji Smudy i w każdym nic szczególnego nie pokazał. Smuda niedawno ogłosił, że większość piłkarzy, których chce mieć ze sobą na EURO, ma już w głowie i zamierza teraz tylko ich powoływać. Wydaje się, że na zgrywanie zespołu wciąż jest jeszcze za wcześnie. Tym bardziej, że większość zawodników, to piłkarze bardzo młodzi i mogą zbyt szybko uwierzyć w swoją "boskość". Zamykanie selekcji tak wcześnie, jest potężnym błędem szkoleniowym. Wystarczy przypomnieć pierwszy po szesnastu latach, wyjazd biało-czerwonych na Mistrzostwa Świata do Korei Południowej i Japonii. Jerzy Engel szybko zakończył selekcję i wyjazd skończył się klapą. Polacy przegrali z kretesem dwa pierwsze mecze i mogli pakować walizki. Zwycięstwo na osłodę ze Stanami Zjednoczonymi, nie zaciemnia obrazu fatalnej postawy Polaków w azjatyckim czempionacie.

Odejść od ekstraklasy

Dużym błędem wydaje się natomiast, powierzenie losów reprezentacji piłkarzom polskiej ekstraklasy. W czasach, gdy polskie kluby nie istnieją na europejskiej arenie a liga zewsząd sugeruje swą słabość, opieranie kadry o zawodników w niej występujących, to niemal podłożenie głowy pod gilotynę. Co z tego, że wspomniany Iwański jest jednym z najlepszych pomocników w lidze, skoro nie udowodnił tego ani w kadrze, ani w europejskich pucharach? Media obiegła także niedawno informacja, że powoływany przez Smudę do kadry Tomasz Bandrowski, jest jednym z zawodników, którzy w Europie przebiegają podczas meczu najwięcej. Ale co z tego wynika? Obserwując grę Bandrowskiego, niestety niewiele. Kompletnie niezrozumiałą decyzją, był brak powołania na kolejne mecze dla Kamila Kosowskiego. Były piłkarz krakowskiej Wisły zaprezentował się bardzo korzystnie w meczach z Rumunią i Kanadą, a jednak Smuda nie wysłał mu już powołań. Choć selekcjoner oficjalnie skrzydłowego APOEL-u Nikozja nie skreślił, Kosowski może stać się jedną z ofiar nowej koncepcji, polegającej na maksymalnym wykorzystaniu potencjału polskiej ekstraklasy. Tyle że ten, na razie opiera się na takich zagraniach, jak choćby słynne już pudło Radosława Matusiaka w ostatnim meczu z Polonią Bytom. W ten sposób daleko nie zajdziemy. Jeśli Franciszek Smuda w porę się nie opamięta, EURO 2012 niemiło nas zaskoczy.

Komentarze (0)