W 89. minucie spotkania w Ząbkach Mateusz Niechciał zderzył się głową z jednym z zawodników Dolcanu. Zderzenie było na tyle mocne, że na noszach musiał opuścić boisko, gdzie zajęła się nim pomoc medyczna. Po kilku minutach do akcji musieli również wkroczyć pracownicy medyczni, którzy ustawowo muszą być razem z karetką na każdym meczu.
Po kilku minutach piłkarz jednak podniósł się i wszedł na ostatnie minuty na boisko. O sytuacji z końca meczu opowiadał szkoleniowiec katowiczan, który był cały czas blisko Niechciała. - Jeżeli czułby się niedobrze, to nie wróciłby na boisko. To była jego decyzja, żeby dokończyć spotkanie - mówił po meczu Robert Moskal.
Po zawodach jednak piłkarz wsiadł w karetkę i pojechał do pobliskiego szpitala. - Zabezpieczyliśmy się, by zobaczyć, co będzie się działo. Po takim wstrząsie, po jakimś czasie może coś się dziać - mówił szkoleniowiec GKS-u. Nie wiadomo niestety czy piłkarz wrócił do Katowic razem z resztą drużyny i czy uraz okazał się poważny.