Kto nie chce piłki nożnej w Jastrzębiu?

W sobotni wieczór GKS Jastrzębie pokonał 3:1 Świt Nowy Dwór Mazowiecki, przedłużając tym samym szanse na pozostanie w II lidze. Tymczasem zadłużonemu klubowi wciąż rzucane są kłody pod nogi. Dzień przed meczem wycofano pozwolenie na organizację imprez masowych, a tuż przed spotkaniem policja poinformowała, że mecz odbywa się wbrew prawu.

Prezes GKS Jastrzębie, Jerzy Woźniak czynił wszelkie starania, by mecz doszedł do skutku. Zadbał o to, by ligowy pojedynek odbył się jako impreza niemasowa, a co za tym idzie mecz mogłoby obejrzeć maksymalnie 900 kibiców. Po spotkaniu prezes wydał stosowne oświadczenie. - W pierwszej kolejności chciałem podziękować pani dyrektor Florek i panu dyrektorowi za przygotowanie obiektu, pomimo zakazu wydanego przez prezydenta Jastrzębia Zdroju pana Mariana Janeckiego. Zasadnością wydania zakazu zajmą się prawnicy - mówił Woźniak.

Całą sytuacją zdziwiony był Polski Związek Piłki Nożnej, gdzie interweniował prezes klubu. Dodatkowo za rozegraniem pojedynku był delegat, który również nie dopuszczał do myśli, by mecz nie doszedł do skutku. - Jak państwo widzieli mecz się odbył za zgodą PZPN-u. To nie jest moja samowola. Interweniowałem w tej sprawie w PZPN. Byli bardzo zdziwieni, że tak miasto Jastrzębie pomaga walczącemu o utrzymanie klubowi. Według szefa bezpieczeństwa w PZPN stadion zamknięto z kuriozalnych powodów - denerwował się prezes Gieksy.

Dodatkowej pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że pozwolenie na organizacje imprez masowych wydano dzień przed spotkaniem. - Prezydent miasta zamknął mi stadion dzień przed meczem. Moi prawnicy skontaktowali się z Panem wojewodą, który jak się okazuje nic o tym nie wiedział. Dostał tylko informacje od jastrzębskiej policji o rzekomych (cytuję): "Zgodnie z prawomocną decyzją prezydenta miasta stwierdza się, że za bezpieczeństwo na stadionie miejskim zgodnie z umową odpowiedzialna jest agencja Skorpion. Jak się okazało podczas odprawy przedmeczowej z delegatem organizator wystawił firmę o innej nazwie. Pod naciskiem delegata PZPN, który zagroził odwołaniem meczu, prezes klubu, pan Jerzy Woźniak przedłożył listę ochrony wpisując swoje nazwisko w dwóch pozycjach. Lista ta zawierała 24 nazwiska kibiców - szalikowców" - nie krył oburzenia.

Prezes zbulwersowany był także z nazywaniem kibiców szalikowcami. Wszak im zależy na dobru tego klubu. Woźniak dziwił się również, że prezydent Marian Janecki nie wezwał go do siebie, by całą tą sytuację wyjaśnić. - Ja się pytam, czy my żyjemy w Bangladeszu, czy w wolnym kraju? Czemu prezydent nazywa ludzi szalikowcami? Dlaczego pan prezydent Jastrzębia nie wezwał mnie do wyjaśnienia tej sytuacji? Po pierwsze ja tej listy nie sporządziłem. Po drugie podpisał ją ówczesny kierownik bezpieczeństwa. Po trzecie delegat dopuścił do meczu - dziwił się Woźniak.

Całe zamieszanie z ochroną spowodowane było oszczędnościami, jakie Jerzy Woźniak chciał uzyskać ograniczając liczbę widowni. Dodatkowo firma, która wcześniej zajmowała się zabezpieczeniem także wycofała się w ostatniej chwili, bo dzień przed spotkaniem z Jeziorakiem. - Kwintesencja jest taka, że ja tą ochronę musiałem załatwić w przeciągu siedmiu godzin. We wtorek 20 wycofała się bowiem firma Skorpion, która w żaden sposób nie chciała się zgodzić na ograniczenie liczby miejsc, a co za tym idzie liczby ochrony. Ta ochrona kosztowała 8700 zł. Na jesieni te koszty wynosiły około 15 tysięcy. W nagrodę za to, że dbam o interesy Jastrzębia i obciąłem koszty ochrony, prezydent zamknął mi stadion - wyjaśnił.

Mecz mimo wszystko doszedł do skutku, a GKS Jastrzębie w pięknym stylu pokonał pretendującego do gry na zapleczu ekstraklasy, Świt Nowy Dwór Mazowiecki. - Gdyby nie podjęte kroki ten mecz by się nie odbył. Jak widzieliście chłopcy wygrali 3:1, przedłużając tym samym szanse na utrzymanie. Doprowadzając do tego meczu i wpuszczając kibiców na stadion naraziłem się być może na zarzuty prokuratorskie. Ale czy coś się stało? Ludzie się bawili, śpiewali. Tymczasem policja pełna panika. Mnóstwo radiowozów. Gdybym nie wpuścił kibiców na stadion pewnie doszłoby do zamieszek - kręcił głową Woźniak.

Pomimo tak wielu przeciwności Jerzy Woźniak wciąż wierzy w powodzenie swojej misji. Prezes Gieksy wciąż walczy o to, by Jastrzębie nie zniknęło z piłkarskiej mapy Polski. - Pracujemy nad tym, by przekształcić klub na sportową spółkę akcyjną. Są chętni, by w ten klub zainwestować, ale nie w stowarzyszenie, ale właśnie w spółkę. Za dwa lata może być tutaj mocny klub - zakończył.

Źródło artykułu: