Ostatnimi czasy Górnik kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Co prawda przed tygodniem drużyna z Roosevelta zaliczyła wypadek przy pracy remisując w Łęcznej. Ostatni triumf zabrzan na stadionie mającej aspiracje sięgające Pogoni sprawił jednak, że nawet strata punktów na Lubelszczyźnie nie odebrała Górnikowi fotela wicelidera tabeli zaplecza ekstraklasy. - Drużyna w przerwie w rozgrywkach pracowała bardzo solidnie i to są tego efekty - przekonuje szkoleniowiec zabrzańskiego pierwszoligowca, Adam Nawałka. Nie bez znaczenia jest też cisza medialna, jaką na dwa tygodnie zarządził w śląskim klubie trener. - Pozwoliła nam ona się wyciszyć i skupić na treningu - wyjaśnił najlepszy strzelec Górnika, Adrian Świątek.
W takiej formie bardzo ciężko będzie rywalom zatrzymać Górnika, który jest coraz bliżej celu, jakim jest powrót na piłkarskie salony. Wydaje się, że z rywalizacji po ostatnich porażkach odpadły Pogoń i ŁKS Łódź, a zabrzanom na dobrą metę zagrozić może tylko rewelacyjna Sandecja, która ustępuje Górnikowi w bilansie bezpośrednich spotkań. Ostatnie dobre wyniki sprawiły, że nerwowa jeszcze przed miesiącem atmosfera w klubie z Roosevelta znacznie się rozluźniła. Kibice nie narzekają już chóralnie na brak zaangażowania drużyny, ale zachwycają się diametralną zmianą jej oblicza. Wśród sympatyków Trójkolorowych da się słyszeć głosy, że wbrew pozorom to nie trening, a specjalny amulet wpłynął na poprawę stylu gry i wyników drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.
W ich opinii ma nim być nie zaklęty kamień od jednego z afrykańskich szamanów, a osoba dyrektora sportowego, Tomasza Wałdocha. Odkąd bowiem ten pojawił się w Zabrzu Górnik nie zaznał jeszcze goryczy porażki. Nie da się ukryć, że Wałdoch to człowiek, któremu w zawodniczej karierze się poszczęściło. Mało który polski piłkarz może poszczycić się bowiem wicemistrzostwem olimpijskim, grą w polskiej ekstraklasie, reprezentacji Polski będąc przy tym jej kapitanem, występem na mistrzostwach świata i noszeniem kapitańskiej opaski w silnym klubie Bundesligi, w barwach którego grał o najwyższe laury i występował w europejskich pucharach.
Mało kto pamięta też, że dyrektor zabrzańskiego klubu ma na swoim koncie awans z pierwszej ligi do ekstraklasy. Na prośbę swojego przyjaciela, Artura Płatka, będącego wówczas trenerem Jagiellonii Białystok Wałdoch po roku przerwy wrócił na boisko, by pomóc białostoczanom w walce o awans do ekstraklasy. W rundzie wiosennej sezonu 2005/06 rozegrał w barwach klubu z Podlasia pięć meczów i dołożył swoją cegiełkę do awansu Jagi do najwyższej klasy rozgrywkowej. Czy teraz już jako działacz Wałdoch przyniesie szczęście Górnikowi i utytułowany śląski klub po roku banicji wróci na należne mu miejsce w hierarchii polskiego futbolu? Przy Roosevelta nikt nie ma wątpliwości, że tak właśnie będzie.