- Wydawało się, że kryzys zimowy został opanowany. Wygraliśmy w pewnym momencie cztery na pięć spotkań. Jednak mimo dobrej gry trwała nagonka, która domagała się rewolucji, w tym wyrzucenia całej drużyny. Nie wpłynęło to pozytywnie na drużynę, która się zagubiła - mówi Stefan Białas. Po zwolnieniu Jana Urbana był on jedynym w Polsce trenerem, który zgodził się na pracę z zespołem bez gwarancji przedłużenia kontraktu na kolejny sezon. Teraz wiadomo, że od kolejnej rundy na stanowisku zastąpi go Maciej Skorża.
Wojskowi mimo kilku przebłysków i usilnych starań trenera nie odnieśli pożądanego wyniku, czyli przynajmniej trzeciego miejsca w lidze. - Drużyna popadła w marazm, taki w jakim była tuż po moim przyjściu tutaj. Nie żałuje mojej decyzji. To jest temat do dłuższej rozmowy. Miałem pewną taktykę, którą chciałem w Legii zrealizować, jednak zawodnicy nie pasowali w 100% do tej taktyki, o czym przekonałem się niestety za późno. Moja taktyka, bazowała na dwóch defensywnych zawodnikach, którzy potrafią łączyć funkcje defensywne i ofensywne. Ważna również miała być gra skrzydłami, ale wymagała ona ogromnego zdrowia zawodników i totalnego zaangażowania - opowiada Białas.
Szkoleniowiec mimo ciepłych słów pod adresem władz klubu nie ukrywa, że zabrały one mu najważniejszy atut, jaki miał w rękach obejmując posadę pierwszego trenera - Miałem potężny atut w rękach, gdyż z zawodnikami o ich kontraktach mieliśmy rozmawiać dopiero po 15 maja. Za szybko ogłoszono, kto odejdzie z klubu, ten atut został mi wytrącony z rąk - mówi.
Po czterech przegranych spotkaniach Legia zajęła czwarte miejsce. - Nie udało się zakwalifikować do Ligi Europy. Nie będę ukrywał, że pracowaliśmy w bardzo trudnych warunkach. Czułem jednak wsparcie i poparcie szefostwa klubu. Mieliśmy za dużo problemów w defensywie. Zrobiliśmy to, co mogliśmy. Jako trener ponoszę odpowiedzialność za ostateczny rezultat. Nie lubię płakać i rozwodzić się nad szczegółami. Najgorszemu wrogowi nie życzę pracować w takiej sytuacji - tłumaczy Białas.
Ten zawsze pełen optymizmu człowiek przyszedł do Legii w najtrudniejszym momencie od kilku lat i zachował się godnie nie tracąc honoru, który na pewno stracili jego piłkarze. Na pożegnanie jego drużyna przegrała jednak cztery spotkania, ale trenera Białasa na Łazienkowskiej każdy będzie dobrze wspominał - Podjąłem pracę w Legii, bo jestem legionistą i wierzyłem, że da coś się uratować. Nie udało się. Ale ja nadal będę legionistą. Nie chcę wrzucać moich piłkarzy do jednego worka. Nie chcę mówić więcej. Zinterpretujcie moje słowa jak chcecie. Nie ukrywam jednak, że gdybym ja budował tę drużynę, to niektórzy piłkarze nigdy by tu nie trafili - zakończył trener, który w poniedziałek leci z Legią do USA wziąć udział w turnieju Sisters Cities Cup.