Teza ta nie jest zbyt śmiała. Po pierwsze, zarówno Bayern, jak i Inter to jedyne drużyny w Europie, które w finałowej fazie sezonu miały możliwość sięgnięcia po potrójną koronę i dzięki triumfowi odpowiednio w Bundeslidze i DFB Pokal oraz Serie A i TIM Cup, oba zespoły przystąpią do sobotniego finału z nadzieją na zdobycie trzeciego lauru w tym sezonie. Po drugie, Bayern i Inter po drodze do Madrytu rozprawiły się z ekipami uznawanymi za faworytów rozgrywek, zwycięzcami dwóch poprzednich edycji Ligi Mistrzów - Manchesterem United i Barceloną.
Specyficzną sieć połączeń między uczestnikami sobotniego finału można nazwać wręcz niezwykłą. Gdzie się nie spojrzy, skojarzenie goni skojarzenie, podtekst goni podtekst. Przede wszystkim na przeciw siebie staną trenerskie tuzy naszych czasów, czyli Louis van Gaal i Jose Mourinho. Co ciekawe, dla nich nie będzie to jednak po prostu kolejna rywalizacja o wysoką stawkę. Będzie to pojedynek mistrza z uczniem. Losy obu dżentelmenów zetknęły się bowiem w 1997 roku, kiedy van Gaal przejął po sir Bobby'm Robsonie zespół Barcelony. Asystentem Holendra został wtedy właśnie Mourinho, z który wcześniej współpracował z Robson. Obaj dowodzili sztabem szkoleniowym Dumy Katalonii przez trzy lata. - Żyliśmy 50 metrów od siebie. Mieliśmy ze sobą wyjątkowy kontakt. Zanim trafił do Barcelony, pracowałem tam z innym trenerem i to miłe, że miał do mnie zaufanie. Praca z nim była czystą przyjemnością. Harowałem jak wół, ale z przyjemnością. Nauczyłem się od niego, że aby dojść do celu, trzeba się mocno napracować. O tym doświadczeniu mogę mówić tylko dobrze. Nie zapomnę tamtych czasów - mówi dziś Portugalczyk. - Uważam, że trochę go wyszkoliłem. Szybko mogłem przekonać się, że rozumie grę. On jednak trenuje, aby zwyciężać. Ja trenuję, aby grać piękny futbol i wygrywać. Mój sposób jest trudniejszy - dodaje van Gaal. Pewne jest, że w sobotni wieczór, któryś ze szkoleniowców przejdzie do historii futbolu, sięgając po triumf w najważniejszych rozgrywkach klubowych z dwoma różnymi klubami. Wcześniej sztuka ta udała się tylko Ottmarowi Hitzfeldowi i Ernstowi Happelowi. Ten pierwszy sukces świętował będąc z Borussią Dortmund w 1997 roku oraz Bayernem Monachium dwa lata później. Happel natomiast triumfował w roku 1970 z Celtikiem Glasgow oraz w 1983 z Hamburgerem SV. Van Gaal wygrał Ligę Mistrzów w 1995 roku z Ajaxem Amsterdam, a Mourinho w 2004 roku poprowadził do zwycięstwa FC Porto.
Największą gwiazdą Bayernu jest Arjen Robben. To właśnie akcje "Genialnego egoisty" wprowadziły Bawarczyków do finału rozgrywek. Jego bramki przesądzały o wyeliminowaniu Fiorentiny, Manchesteru United i Olympique Lyon. Holender ma coś do udowodnienia Mourinho, który w 2007 roku pozbył się go z Chelsea Londyn, zarzucając mu egoistyczny styl gry. Z kolei defensywą Interu dowodzi Lucio, którego latem minionego roku van Gaal bez krzty żalu oddał do mediolańskiego klubu. To jednak nic wobec tego, jakie wspomnienia wiąże z areną finału, Estadio Santiago Bernabeu aż pięciu zawodników, którzy w sobotę mogą stać się głównymi aktorami widowiska. Znów chodzi o Robbena, którego latem minionego roku wyrzucono z Realu Madryt przy pierwszej okazji. Podobnie postąpiono wtedy też z jego rodakiem, Wesley Sneijderem, który dziś dyryguje drugą linią Nerazzurrich wespół z Estebanem Cambiasso. Na talencie Argentyńczyka nie poznali się natomiast kolejni trenerzy Królewskich i w 2004 roku przeniósł się do Interu. Rok później taką samą trasę pokonał Walter Samuel. Argentyński stoper został w stolicy Hiszpanii uznany winnym nieudanego sezonu Los Blancos i musiał ustąpić miejsca komuś innego. Wreszcie najwięcej żalu do działaczy Realu może nosić w sobie Samuel Eto'o. Co prawda to oni ściągnęli go do Europy, kiedy miał naście lat, ale nigdy nie zaufali jego umiejętnością. Eto'o przez cztery kolejne sezony był wypożyczany z Realu do innych drużyn, by w końcu na zasadzie wolnego transferu trafić do Mallorki, z której przeniósł się do Barcelony, stając się na 5 lat jedną z jej największych gwiazd. Teraz Eto'o może powtórzyć wyczyn legendy Królewskich, Alfredo di Stefano, który zdobywał bramki w trzech spotkaniach finałowych Pucharu Mistrzów. Kameruńczyk trafiał bowiem do siatki rywali w 2006 i 2009 roku, kiedy Duma Katalonii sięgała po Ligę Mistrzów.
Pozytywna magia Santiago Bernabeu działa z kolei na Jose Mourinho. "The Special One" zapowiedział nawet w minionym tygodniu: - Będę pracował w Realu, by po chwili dodać, że nie chodzi mu o najbliższą przyszłość, a jest to jego marzenie do spełnienia w bliżej nieokreślonym czasie. Jednak jak donosi "Marca", władze Królewskich złożyły bardzo konkretną ofertę Portugalczykowi i czekają na jego odpowiedź. Mourinho miały zastąpić Manuela Pellegriniego, którego misja zakończyła się niepowodzeniem na wszystkich frontach. W La Liga nie udało mu się przerwać supremacji Barcelony, z Ligi Mistrzów odpadł z Olympique Lyon, a z Pucharu Króla wyeliminowali jego zespół amatorzy z czwartej ligi. Florentino Pereza, który wydał fortunę na budowę "Galacticos II" najbardziej zabolała niemożność występu w finale LM przed własną publicznością. Jego ból uśmierzył trochę właśnie Mourinho, którego Inter nie dopuścił do tego, by w finale rozgrywek zagrała Barcelona.
O ile Mourinho będzie miał okazję do zrobienia rekonesansu w stadionowych korytarzach przed ewentualnym objęciem posady szkoleniowca Realu, to szansy takiej nie otrzyma Franck Ribery. Reprezentant Francji z Bayernu, który już od roku łączony jest z transferem do Królewskich musi bowiem odcierpieć karę dyskwalifikacji za brutalny faul na Lisandro Lopezie, którego dopuścił się w pierwszym półfinałowym spotkaniu z Olympique Lyon. Podobną karę otrzymał Thiago Motta za uderzenie w twarz Sergio Busquetsa z Barcelony w czasie drugiego meczu półfinałowego. Oprócz tych absencji żaden z graczy obu zespołów nie musi przymusowo pauzować. Obaj szkoleniowcy mają do dyspozycji swoje optymalne kadry.
Nie sposób nie wspomnieć o arbitrze, który poprowadzi finał. UEFA powierzyła to zadanie dobrze znanemu polskim kibicom Howardowi Webbowi. Co ciekawe, często mający zarzuty do pracy sędziów Mourinho tym razem jest spokojny: - Oczekuję od niego i jego asystentów dobrej pracy, ponieważ dla nich również to wejście na szczyt. Finał Ligi Mistrzów i finał mistrzostw świata to mecze, które po prostu chce się dobrze sędziować. Nie obawiam się i wierzę w ich dobrą pracę.
Dla Bayernu to 8. występ w finale Pucharu lub Ligi Mistrzów. Niemcy dotychczas czterokrotnie wygrywali decydujące starcie (1974, 1975, 1976, 2001), trzy razy musieli uznać wyższość rywali (1982, 1987, 1999). Osiągnięcia Interu w tej materii są uboższe - dwa zwycięstwa w finałach (1964 i 1965) oraz dwie przegrane w najważniejszych meczach (1967 i 1972). Co ciekawe, na 11 występów obu klubów w finałach, nie spotkały się one z zespołami z Włoch i Niemiec.
Bayern Monachium - Inter Mediolan / sb. 22.05.2010 godz. 20:45