Cała piłkarska Polska usłyszała o zdolnym napastniku z Mazowsza, kiedy zaczął strzelać bramki jak na zawołanie w niższych klasach rozgrywkowych w barwach Znicza Pruszków. Po pierwszym awansie zawodnicy z Pruszkowa nie byli już anonimowi, a podobno menadżerów wręcz trzeba było wyrzucać z szatni, by nie zawrócili młodzieży w głowie - większość z członków tamtej drużyny uczyło się lub studiowało, a biznesmeni obiecywali im złote góry. W tamtej drużynie grał także Radosław Majewski, który teraz robi furorę w Anglii, w Nottingham Forest.
Pielgrzymki obserwatorów piłkarskich jasno pokazały, że po "Lewy" odejdzie ze Znicza. Ludzie z klubu byli wręcz przekonani, że wybierze Legię, klub o którym marzy każdy chłopak z Mazowsza. W rozmowie z Magazynem Kolejorz mówił: - Wyszło na Lecha i absolutnie tego nie żałuję. Jakie były wrażenia po pierwszym sezonie spędzonym w Poznaniu? - Ja się w Poznaniu czuję świetnie, nawet jeżeli przyjaciele z tego żartują i wytykają mi, że nie postawiłem na Legię. Oni wiedzą, że nie zmarnowałem ostatniego roku, a przenosiny do Poznania to był mój wybór zapewniał w wywiadzie z klubowym pismem.
Powiedzieć, że nie zmarnował pierwszego roku pobytu w Poznaniu to za mało - strzelał bramki w Pucharze UEFA, reprezentacji i oczywiście w klubie. Każdy debiut ukoronował trafieniem, sprawdził się na każdym polu. Już po sezonie, w którym Lech znalazł się na najniższym stopniu podium, Robert Lewandowski mógł odejść. Postanowił jednak zostać w Lechu, miał świadomość, że kolejne występy w Europie mogą sprawić, że usłyszy o nim jeszcze więcej fachowców i trenerów na Starym Kontynencie. Zakończony sezon był jeszcze lepszy - tytuł króla strzelców i mistrzostwo to sukcesy, o których wielu zawodników może pomarzyć. Piłkarz Lecha powtarzał spokojnie, że to tylko polska liga i nie ma się czym podniecać.
Człowiekowi w jego wieku i z jego popularnością może się zdarzyć chwila słabości. Tym bardziej, ze Poznań to wielkie miasto, zakochane w swoich piłkarzach. Pokusy nocnego życia położyły kres na niejednej piłkarskiej karierze. Mocno obawiali się o to kibice Lecha, wytykali mu, że bywa boiskowym egoistą. Po nieudanym dwumeczu z Bruggią trener Jacek Zieliński zwracał uwagę, że trzej jego zawodnicy: Semir Stilic, Hernan Rengifo i właśnie Lewandowski, chyba już myśleli o zagranicznym transferze. Wszyscy w klubie szukali winnych tej przegranej. Zawodnik za dużo o tym nie mówił, wziął się w garść i odpowiedział strzelanymi bramkami. Wścibskich dziennikarzy odsyłał tam, skąd przybyli. - Chce pan rozmawiać o moim transferze? Nie ma o czym, bo wciąż gram dla Lecha. Walczymy o mistrzostwo - mówił przy okazji spotkania z kibicami w Sklepie Lecha ciekawskiemu reporterowi.
Na to ostatnie spotkanie przybyło tak wielu fanów "Lewego", że Sklep Kibica przy stadionie nie zdołał ich pomieścić, kolejka ciągnęła się daleko za drzwi. Lewandowski stał się symbolem sukcesu i polskiej piłki. Znalazł się też na okładce znanej gry FIFA 2010. - To po prostu normalny, młody człowiek. Taki, którego nie zepsuły sukcesy, ani mu w głowie gwiazdorskie zachowani - podkreślał w jednej z reklam Tomasz Jarzębowski z firmy EA Polska. Niemalże wszystkie gazety pisały, że ten zawodnik jest skazany na sukces. Tak też się stało, Lewandowski finalizuje właśnie transfer do Borussii Dortmund. W polskiej piłce w ciągu dwóch sezonów strzelił dla Lecha 32 gole w 58 meczach, zdobył wszystkie trofea, czas więc na nowe wyzwania.