Zrobimy wszystko, by awansować - rozmowa z Andrzejem Juskowiakiem, trenerem napastników Lecha Poznań

- Na dzień dzisiejszy nie rozpatrujemy w ogóle możliwości zatrudnienia Macieja Żurawskiego - mówi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl Andrzej Juskowiak, trener napastników Lecha Poznań.

Hubert Maćkowiak: Jak to się stało, że po 17 latach zdecydował się pan na powrót na Bułgarską?

Andrzej Juskowiak: - Przez ostatnie dwa lata, gdy zakończyłem profesjonalną przygodę z futbolem, miałem kontakt z klubem, ale nie w takiej roli. Propozycja rozpoczęcia współpracy z pierwszym zespołem wyszła od obecnego trenera, po konsultacji z dyrektorem sportowym Markiem Pogorzelczykiem. Odbyłem z nimi pierwszą rozmowę na temat pracy w Kolejorzu. Zaproponowali, bym mocniej niż drugi trener zajął się napastnikami. Tu jest sporo do zrobienia. To wyzwanie da mi satysfakcję, jeśli za kilka lat w klubie będą napastnicy młodzi i z regionu.

Wcześniej nikt z klubu nie kontaktował się z panem w sprawie ewentualnej pracy?

Nie pamiętam, w którym momencie padła konkretna propozycja, ale dokładnie w tym samym dniu zgodziłem się na nią. Oczywiście wcześniej musiałem skonsultować się z Telewizją Publiczną. Doszliśmy do wniosku, że nie będzie kolizji z nowymi obowiązkami w klubie. Sądzę, że jestem na tyle obiektywny, by potrafić oceniać zawodników i w zespole Lecha, i w reprezentacji.

Przez pewien czas w świecie mediów krążyła informacja, że to Piotr Reiss miał być trenerem napastników, ale nie mógł z oczywistych względów sprawdzić się w nowej roli. Jak pan to odbiera?

- Czytałem, że Piotr chciał być prezesem albo dyrektorem sportowym, ale że miał się pojawić w klubie w mojej obecnej roli, to dla mnie nowość. Chociaż dochodziły do mnie różne informacje w trakcie sezonu, których autorem był Piotr, ale nie słowa, a tytuły są najważniejsze w futbolu.

Pierwszy sezon w nowej roli już za panem. Jakie ma pan wrażenia odnośnie nowych wyzwań?

- Po pierwszym sezonie zostaliśmy Mistrzem Polski, jeden z napastników został królem strzelców i najlepszym piłkarzem ligi. To najlepiej świadczy o tym, że praca została wykonana dobrze i przede wszystkim z efektami, bo właśnie na konkretne efekty czekaliśmy tutaj wiele lat. Ale w końcu ten tytuł jest w Poznaniu. To nie jest przypadek, widać, że zespół wraz ze sztabem szkoleniowym wykonał świetną pracę. To wszystko, co trener Zieliński sobie zakładał, w bardzo dużym stopniu zostało zrealizowane na boisku i dlatego jesteśmy dzisiaj na szczycie.

Jak wygląda trening pod wodzą trenera Zielińskiego i pana? Jak się dogadujecie w kwestii zajęć?

- Przed każdym tygodniem jest ustalany pewien plan. Trener Zieliński sugeruje nad czym będziemy w danym tygodniu pracować, jak będzie się rozkładać jednostki treningowe. Ważne by trafnie zadecydować, kiedy można pozwolić na większe obciążenia. Na tej podstawie można zadecydować, kiedy po treningu zaplanować coś dla graczy ofensywnych. Jednak to nie tylko napastnicy mają strzelać bramki, tylko cały zespół. Dlatego zdarza się, że typowy trening strzelecki odbywa się w ramach zajęć dla całego zespołu. Treningu strzeleckiego nie potrzebują tylko napastnicy, ale też inni zawodnicy ofensywni, jak Peszko, Stilić, Krivets. Decydujemy wspólnie o kształcie zajęć - liczymy się też ze zdaniem trenerów Kuźmy i Primela. Siadamy z trenerami od przygotowania fizycznego i zastanawiamy się nad planem treningowym na najbliższy tydzień. Dużo zależy od tego, jak się układa terminarz - z kim, kiedy i gdzie gramy. To bardzo ważne, by wszystko było opracowane i dopięte na ostatni guzik. Zdarza się, że, jeśli zawodnik ma taką ochotę, to zostajemy jeszcze po treningu i dalej ćwiczymy.

A jak pan ocenia postawę napastników w ubiegłym sezonie?

- Na pewno widać było, że Robert zdecydowanie wyróżniał się na tle innych napastników Kolejorza. Potwierdza to statystyka i klasyfikacja strzelców. Inna sprawa, że na początku sezonu mieliśmy Hernana Rengifo, który spokojnie mógł zdobyć tyle samo bramek w sezonie, co Robert Lewandowski. Jednak chyba nie zawsze mu się chciało. Rozstaliśmy się z nim raczej bez wielkiego bólu. Jak pokazała przyszłość, była to dobra decyzja, bo obecnie słabo radzi sobie w lidze cypryjskiej, prawdopodobnie nie zmienił nastawienia. Od momentu przesunięcia Hernana do drużyny Młodej Ekstraklasy Lech radził sobie dobrze, co świadczyło o tym, że była to dobra decyzja zarządu. Ja rzadko otwarcie krytykuję zawodników i tylko raz źle wypowiedziałem się na ich temat. Zazwyczaj nie było po prostu takiej potrzeby, natomiast po jednym meczu musiałem wręcz ich skrytykować oficjalnie. To było oczywiście po spotkaniu z Cracovią w Sosnowcu - wtedy było widać, że napastnicy przeszli obok meczu. Zawsze staram się ich bronić jako podopiecznych. W przypadku Hernana na treningach widziałem brak zaangażowania. Zawodnik zawsze musi dawać z siebie 120 procent, co Rengifo nie zdarzało się. Taki miał charakter i nie udało mi się go zmienić.

Ile zdążyli się nauczyć napastnicy Lecha w ciągu całego roku pana pracy?

- Przede wszystkim nie opiekowałem się tylko i wyłącznie napastnikami Lecha. Raczej starałem się być asystentem dla trenera Zielińskiego i piłkarzy, by nadrabiali ewentualne zaległości, cały czas im doradzałem. Robert Lewandowski zrobił olbrzymi postęp. Właściwie jest już przygotowany, by grać na wysokim poziomie w dobrej lidze europejskiej. Jest bardziej doświadczony, silny fizycznie, więcej bierze grę na siebie. Ale to jak się teraz prezentuje to nie tylko moja zasługa, ale całego sztabu szkoleniowego i zespołu. To ważne, że koledzy z zespołu często go dostrzegali na boisku i dogrywali mu piłki. Rozwinął się talent Tomasza Mikołajczaka, który jeszcze rok temu grał przecież w II lidze w Wągrowcu. Szkoda tylko, że bramki zdobył dopiero w ostatnim meczu rundy jesiennej. To dobry napastnik i, gdyby wcześniej zaliczył premierowe trafienie, to być może dołożyłby jeszcze kilka bramek na jesień.

Czy w tym minionym sezonie były chwile zwątpienia? Na przykład, kiedy "Lewy" nie mógł przez kilka meczów strzelić gola albo kiedy Lech po beznadziejnym meczu zremisował z Wisłą?

- Cały czas wierzyłem w Roberta, bo widziałem, jak dobrze się prezentował na treningach. Czasami lepiej jest dla napastnika, kiedy jest w dołku, gdy może odpocząć i wejść dopiero z ławki do gry. Niestety my takiego luksusu nie mieliśmy. Na Lewandowskiego wszyscy liczyli i wręcz musiał grać. Mimo młodego wieku świetnie sobie radził z presją, która na nim ciążyła. Chociaż miał chwile gorsze, to w końcu też je przełamał i znów trafia regularnie.

Pan długo grał w niemieckich klubach. Czym się charakteryzuje tamtejszy futbol? Czy Lewandowski dobrze wybrał?

- Tak jak Lech był dla Lewandowskiego odskocznią, trampoliną do europejskiej piłki, powinno być podobnie z Borussią Dortmund. To klub, który pomoże mu zaistnieć w Europie. Jest co najmniej kilka czynników, które przemawiają za tą opinią. Zespół prowadzi młody trener, są utalentowani, młodzi zawodnicy, wspaniała publiczność, przy której drużyna wręcz musi atakować. Poza tym już jest tam dwóch Polaków, co także będzie nie bez znaczenia. Zresztą sam nie ukrywałem, że według mnie to był najlepszy wybór. Mam nadzieję, że trener będzie na niego stawiał – nie na co dzień kupuje się zawodników za tyle milionów. W takich klubach, jak Borussia, rywalizacja jest codziennie, na treningach. Myślę, że to wpłynie mobilizująco na tego piłkarza.

Jakiego napastnika teraz będzie szukał Lech?

- Każdy zawodnik ma inną charakterystykę. Trudno będzie znaleźć podobnego gracza, bo Lewandowski jest tylko jeden. Każdy ma inne cechy, zalety. Tym bardziej, że w Polsce nie mamy wielkiego wyboru wśród napastników. Możliwe, że w nowym sezonie będziemy grać w innym ustawieniem, z dwójką napastników. Jeśli chodzi o transfery, to uważam, że trzeba się rozejrzeć za zawodnikami, którzy grali już w europejskich pucharach i mają takie doświadczenie. Trudno bowiem oczekiwać, by młody zawodnik przez miesiąc tak znakomicie wszedł do drużyny, że będzie stanowił o jej wartości w kontekście walki o Ligę Mistrzów.

Co przemawia na korzyść zatrudnienia przy ulicy Bułgarskiej Artura Wichniarka?

- Na pewno doświadczony napastnik byłby dobrym wyborem. Nie ukrywam, że byłby sporym wzmocnieniem naszego zespołu, jeżeli poważnie myślimy o grze w Lidze Mistrzów. Należy jednak pamiętać, że klub ma pewne możliwości finansowe i nie będzie nagle reorganizował całego budżetu dla jednego piłkarza. Natomiast na dzień dzisiejszy nie rozpatrujemy w ogóle możliwości zatrudnienia Macieja Żurawskiego.

Czy Lecha stać na kupno Dawida Nowaka lub Artura Sobiecha? Dlaczego tak warto o nich zabiegać?

- Moim zdaniem to dwójka zdecydowanie wyróżniających się napastników z polskiej ligi. Wiele zależy od kwestii finansowych. Na obecności Sobiecha w Lechu skorzystałby nie tylko klub, ale i zawodnik tak, jak miało to miejsce w przypadku Roberta Lewandowskiego. To ciekawi zawodnicy, pytanie tylko, czy są w stanie zagwarantować nam udział w Lidze Mistrzów.

Dragon Mrdja z Vojvodiny Novy Sad, Witalij Radionow z BATE Borysów - czy któryś z tych piłkarzy ma realne szanse zagrać w przyszłym sezonie na nowym stadionie Lecha?

- Istnieje taka szansa, ale to bardziej spekulacje. Prowadzimy rozmowy z wieloma zawodnikami. To są zawodnicy już doświadczeni, grający w swoich reprezentacjach. Piłkarzy tego typu szukamy, ale czy to będą akurat ci dwaj wymienieni, trudno powiedzieć.

Tomasz Mikołajczak i Bartosz Bereszyński to piłkarze, których już teraz stać na zawojowanie ekstraklasy?

- Na pewno tak. To co pokazał Tomek Mikołajczak w tym sezonie to dobre występy, poparte sumienną pracą na treningach. Mikołajczak był pierwszym zawodnikiem wchodzącym z ławki rezerwowych. Oznacza to, iż nie tak wcale daleko mu do wyjściowej jedenastki. Bartosz Bereszyński przebojem wskoczył do dorosłej drużyny. Jest bardzo młodym zawodnikiem, więc trzeba uważać na obciążenia treningowe. Piłka seniorska charakteryzuje się ciężkimi treningami, które na początku, dla młodego chłopaka, są sporym wyzwaniem i wysiłkiem. Ale w tym nasza głowa, by go odpowiednio przygotować i wyeksponować jego zalety: szybkość, odwagę, przebojowość.

Czy nie obawia się pan, że nowe ustawienie, z dwójką w ataku, może być niewygodne dla Sławomira Peszki tak, jak to miało miejsce za kadencji Smudy?

- Przede wszystkim trzeba dostosować taktykę do zawodników, których będziemy mieć. Uważam, że uda nam się wykorzystać potencjał zespołu. To są dobrzy zawodnicy - nie raz sami szukają najlepszych rozwiązań w czasie meczu. Należy pamiętać, że sezon rozpoczynaliśmy w ustawieniu 4-4-2, bo wtedy był jeszcze z nami Hernan Rengifo. Na pewno kiedy będziemy widzieć, że zawodnicy w danym systemie nie czują się rewelacyjnie, będziemy szukać lepszej koncepcji gry.

Podbój Europy jest możliwy bez Roberta Lewandowskiego i Sławomira Peszki?

- Jeżeli pozyskamy 3 lub 4 wartościowych graczy, to oczywiście tak. Jednak na chwilę obecną nie wiemy, kto do nas przyjdzie na 100 procent. Na pewno zrobimy wszystko, by awansować do Ligi Mistrzów.

Komentarze (0)