Awansu nie osiągnie się piękną grą - rozmowa z Markiem Adamczykiem, prezesem Zagłębia Sosnowiec

Marek Adamczyk, nowy, rekomendowany przez Miasto prezes Zagłębia stoi przed trudnym zadaniem wyprowadzenia klubu na prostą. Prezes wierzy, że uda się pogodzić spłatę zadłużenia z realizacją celu, jakim jest awans do I ligi.

Piotr Tafil: Za panem kilka tygodni pracy na stanowisku prezesa Zagłębia. Jakie są najpilniejsze zadania, związane z wyprowadzeniem klubu na prostą?

Marek Adamczyk: Najpilniejsze są sprawy związane z zadłużeniem klubu. Niedługo będziemy wiedzieli ile dokładnie ono wynosi i zadaniem, które mnie najbardziej absorbuje jest stworzenie programu restrukturyzacyjnego, który będzie przewidywał, jak powolutku, nie topiąc budżetu, wyjść z zadłużenia.

Da się pogodzić spłatę zadłużenia z zapewnieniem środków na bieżące funkcjonowanie klubu?

- Są to duże kwoty, ale niewątpliwie da się z tego wyjść. Zaszłości sięgają jeszcze czasów gry Zagłębia w ekstraklasie, także to pokazuje pewną skalę tego, z czym teraz musimy się zmierzyć.

Jak wysokie jest zadłużenie Zagłębia? Padały różne kwoty, od kilkuset tysięcy, do kilku milionów złotych.

- Chciałbym ostatecznie wyjaśnić, na czym polegały różnice między tymi kwotami. To nie jest tak, że ktoś się pomylił w rachunkach. Chodziło o kwestię pożyczek, które firmy współpracujące z panem Szatanem udzieliły klubowi, żeby w jakiś sposób mógł jeszcze funkcjonować. Jeżeli te pożyczki były udzielone na pewien okres czasu, którego wymagalność się zbliżała, to można było mieć uzasadnione podejrzenia, że niedługo trzeba będzie je spłacać. Jako, że w drodze negocjacji pan Szatan i osoby, które udzielały pożyczek zgodzili się prolongować je i nie musimy ich spłacać w tym roku, to wiadomo, że sytuacja się niewątpliwie zmieniła.

Jednak wcześniej, czy później klub będzie musiał te pieniądze oddać.

- Tak, ale jeśli ja mam pożyczkę, której termin spłaty to na przykład 31 lipca i muszę oddać 3 miliony, to za chwilę musiałbym mieć te 3 miliony. Natomiast jeśli dojdę z pożyczkodawcą do porozumienia, że mam oddać dług 31 lipca, ale 2012 roku, to mam jeszcze 3 lata, żeby zdobyć te pieniądze i w tej chwili zadłużenie klubu może być zdecydowanie mniejsze. Cała sprawa różnicy w podawanych kwotach wynikała właśnie z operacji prolongowania pożyczek.

Czyli obecnie skupia się pan na bieżących zaległościach?

- Zbieramy listę wierzycieli, których nie spłacenie grozi już w tej chwili postępowaniami sądowymi, mogącymi podnieść kwotę zobowiązań. Chcemy się z nimi porozumieć na drodze ugody, lub częściowej, bądź całkowitej spłaty, żeby za chwilę nie mieć dodatkowych kosztów, związanych z egzekucją. Chciałbym skończyć tworzenie tej listy w ciągu tygodnia, maksymalnie dwóch. Jest to spora ilość i to wcale nie chodzi o kwoty, ale wierzycieli. Jedni są drobni, innym klub jest winien więcej, ale każdego trzeba traktować tak samo i z każdym dojść do porozumienia. Zgodnie ze swoją obietnicą, gdy tylko skończę zbierać informacje, poinformuję opinię publiczną o stanie i wysokości zadłużenia.

Czy Miasto przelało już na klubowe konto pieniądze z dokapitalizowania Spółki i z przyznanej puli za promocję Sosnowca?

- Jeżeli chodzi o promocję Miasta, to zgodnie z harmonogramem pierwsza transza (ok.70 tys. złotych - przyp. redakcji) została już przekazana. Gmina dotrzymała również ustalonych terminów przelania pieniędzy za objęcie udziałów w Zagłębiu. Został wysłany wniosek do KRS-u o podwyższenie kapitału Spółki, bo kolei rzeczy jest taka, że najpierw trzeba akcje opłacić, a dopiero później można ten kapitał oficjalnie podwyższyć.

Czyli na razie klub może finansowo odetchnąć?

- Na pozór tak. Natomiast po to chcemy stworzyć plan spłaty zadłużenia, żeby ta kwota przelana przez Miasto nie skończyła się za dwa tygodnie, bo wiadomo, że mamy też zobowiązania związane z bieżącym funkcjonowaniem klubu: wynagrodzenia, organizacja meczów i tak dalej. Musimy to zrobić na tyle mądrze, żeby nie generować nowych długów.

Temu ma służyć także zapowiadany przez Pana plan restrukturyzacyjny. Szykują się cięcia w kontraktach piłkarzy, którzy zarabiali ogromne, jak na ten poziom rozgrywek pieniądze?

- Nie lubię słowa "cięcia". Określam to jako podpisywanie kontraktów adekwatnych do tego, na co nas stać. Na pewno nie będzie już kolejnych kominów płacowych. Uważam, że jak na tą ligę, zawodnik będzie mógł dobrze zarobić, ale duża część tych pieniędzy będzie wypłacana za konkretne efekty ich pracy.

Do tej pory nie było w Zagłębiu takiego systemu motywacyjnego?

- Było tak, że zawodnicy mieli stałe pensje o określonej wysokości. W tej chwili będziemy wprowadzać system premiowania związany z osiągnięciem przewidzianego celu, czyli płatność zostanie zrealizowana dopiero po awansie, którego oczekujemy i na który liczymy. Oprócz tego każdy zawodnik będzie miał podzielone pieniądze: jakąś stałą część, bo wiadomo, że każdy ma rodzinę i swoje wydatki, natomiast reszta zostanie wypłacona indywidualnie, w zależności od tego, czy będzie się łapał do składu i czy mecze, w których wystąpi wygramy.

Skończyły się czasy wysokich kontraktów w Zagłębiu?

- Jak na ten poziom rozgrywek, piłkarze będą otrzymywali dobre pieniądze, ale powiedziałem im, że jeśli chcą zarabiać na poziomie ekstraklasowym, to zapraszam do ekstraklasy. Kończymy z takim systemem, w którym czy się stoi, czy się leży, czy siedzi się na ławce, czy na trybunach, to co miesiąc zgarnia się fajną, wysoką wypłatę i nie trzeba nic robić, bo pieniądze i tak wpłyną na konto.

Odważnie deklaruje pan, że celem jest awans. Takie deklaracje kibice słyszą od dwóch lat.

- Uważam, że awansu do I ligi nie osiąga się piękną grą, tylko walką. W związku z tym oczywiście trzeba mieć drużynę na odpowiednim poziomie sportowym, ale przede wszystkim bardzo skonsolidowaną, ambitną, pozbawioną podziałów i patrzącą w jednym kierunku. Taką, która będzie chciała gryźć przysłowiową trawę. Uważam, że pierwszy warunek spełniamy, bo trzeba pamiętać, że zostało sporo piłkarzy z poprzedniego sezonu, w którym Zagłębie otarło się o awans. Zostali uzupełnieni ciekawymi, młodymi piłkarzami i myślę, że od strony sportowej jesteśmy gotowi na awans.

A będą "gryźli trawę"?

- To kwestia scementowania zespołu, stworzenia z piłkarzy jednej rodziny. Ja ze swojej strony postaram się zapewnić wszystko, czego zawodnicy będą potrzebować. Szatnię i odnowę biologiczną mają na poziomie ekstraklasowym, za chwilę będą nowe, naturalne boiska treningowe, mają bardzo dobrych specjalistów od przygotowania fizycznego, pieniądze naprawdę niezłe jak na tą ligę, grają dla klubu, który jest legendą. Wychodzimy również powoli z zaległości wobec piłkarzy, bo już poszły pieniądze za jeden zaległy miesiąc. Do tego wszystkiego wprowadzamy stałą współpracę z kancelarią prawniczą, która będzie również do dyspozycji pracowników klubu. Teraz wiele zależy od trenera, który musi scementować drużynę, stworzyć taką atmosferę, żeby każdy wiedział o co gra, naprawdę się starał i myślę, że spokojnie o ten awans będziemy mogli walczyć.

Komentarze (0)