Przez ostatnie sezony Michał Pazdan był pewnym punktem defensywy Górnika. Zaliczył serię świetnych występów, dzięki którym wpadł w oko selekcjonerowi Leo Beenhakkerowi, a ostatnio interesowały się nim Wisła Kraków i kluby zachodnie. Ostatecznie jednak 23-letni obrońca zdecydował się kolejny sezon spędzić w Zabrzu.
Niestety, w trakcie meczu sparingowego z GKP Gorzów Wlkp. (1:0) wystawiony na pozycji defensywnego pomocnika zawodnik doznał brzemiennej w skutkach kontuzji więzadeł pobocznych kolana. Co prawda więzadła nie zostały zerwane, ale poważnie naderwane, co wyłączy go z gry na kilka pierwszych jesiennych kolejek.
- Szczęście w nieszczęściu, że konieczny nie był zabieg. Na razie przez pięć tygodni muszę chodzić w specjalnym stabilatorze i o kulach. Połowę tego okresu mam już za sobą. Czeka mnie jeszcze druga połówka - mówi z nadzieją w głosie rekonwalescent Górnika. - W piątek czekają mnie badania USG i one pokażą czy wszystko przebiega zgodnie z planem. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i szybko rozpocznie się rehabilitacja. Pośpiech w tym przypadku nie jest wskazany, ale jestem pewien, że najpóźniej w połowie rundy wrócę na boisko - dodał Pazdan.
- Na boisku się nie kalkuluje i bez względu na to czy to liga czy sparing zawsze gra się na 100 procent. Szkoda, że to mi się przydarzyło, ale nigdy nie miałem problemów zdrowotnych i myślę, że to będzie jednorazowy przypadek, który się długo nie powtórzy - przekonuje uzdolniony zawodnik drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.
Przed ambitnym zawodnikiem teraz zupełnie inna rola, której podczas trzyletniej przygody w Górniku jeszcze nie zasmakował. - Teraz przede mną mnóstwo nerwów. Od trzech sezonów rozegrałem w wszystkie możliwe mecze w pierwszym składzie. Bodajże tylko dwa razy pauzowałem za kartki. Z perspektywy trybun wszystko odbiera się inaczej i przyznam szczerze, że nie lubię futbolu od strony kibica. Na boisku czuję się grę, a patrząc z boku są tylko wielkie emocje, nerwy i stres. Będę za chłopaków trzymał kciuki i jestem pewien, że dadzą sobie radę beze mnie - mówi ze śmiechem popularny "Paździoch".