Marek Bajor ma olbrzymie problemy z napastnikami. W zeszłym sezonie ich nie było, bo był Ilijan Micanski. Nazwisko Bułgara przewija się niemal w każdym artykule o problemach Miedziowych. Sam Bajor podkreśla, że liczył na pozostanie Micanskiego, ale wicekról strzelców polskiej ekstraklasy wybrał inaczej.
Został więc z napastnikami z poprzedniego sezonu. Każdy z nich miał problemy zdrowotne bądź je nadal ma. Mohumadou Traore już podczas przygotowań leczył kontuzję i dlatego nie mógł trenować cały czas. Na ligę wykurował się, ale z formą jest na bakier. Bajor posadziłby go na ławkę rezerwowych, gdyby miał go kim zastąpić. Takich piłkarzy w składzie nie widać.
Miał nim być Dawid Plizga. W Lubinie liczono, że w końcu były zawodnik GKS-u Katowice wystrzeli. Tymczasem dwa dni przed ligą stało się to, na co wpływu nie miał Bajor. - Uraz barku mi się odnowił na treningu. Nieszczęśliwie upadłem i podwichnąłem go - mówi portalowi SportoweFakty.pl Dawid Plizga. Pierwsze diagnozy były bardzo pesymistyczne: napastnik w tym sezonie już nie zagra.
Piłkarz przeszedł dokładne badania i okazało się, że nie musi przejść operacji barku. - Czuję się dobrze. Bark nie boli. Prawdą jest, że nie muszę przechodzić operacji barku. Miałem zrobione badania i były one pozytywne dla mnie. Okazało się, że nic sobie nie naderwałem, nic nie jest złamane, więc operacja na chwilę obecną nie jest potrzebna - opowiada nam piłkarz, który na Dialog Arena występuje z numerem siedem na miedzianej koszulce. To w teorii, bo w praktyce rzadko kibice widzą ten numer na murawie.
Plizga nie jest w stanie określić, kiedy wróci do treningów. Lekarze mówią, że możliwe dwa tygodnie potrwa jeszcze przerwa w grze. Sam zawodnik nie chce niczego zapowiadać. - Ciężko mi jest określić, kiedy wrócę do treningów z kolegami. Naprawdę nie jestem w stanie podać terminu. Na pewno muszę być w pełni sił - przyznaje. Tak samo nie jest w stanie określić, kiedy ponownie będzie do dyspozycji Marka Bajora. Możliwe, że w tej rundzie jeszcze zagra.
Więcej optymizmu jest u Wojciecha Kędziory, kolejnego pechowca. Naderwał mięsień dwugłowy podczas przygotowań i dlatego z Koroną Kielce zagrał tylko w końcówce spotkania. Później przez cały tydzień normalnie trenował. Na przedmeczowej rozgrzewce z Górnikiem Zabrze nie zgłaszał problemów, więc Bajor desygnował go do gry od pierwszej minuty.
Pech chciał, że Kędziora już w 19. minucie opuścił boisko. Diagnoza: odnowiona kontuzja. - Na pewno już się lepiej czuję. Jednak z Polonią Warszawa nie miałem szans wystąpić - mówił nam w piątek popołudniu. Rzecz jasna do Warszawy się nie wybrał. Spotkanie będzie musiał zobaczyć w domu.
- Uraz mi się odnowił i było to konsekwencją wcześniejszych problemów z mięśniem dwugłowym. Nie było to przy starciu z żadnym rywalem. Na szczęście nic tam poważnego nie ma - cieszy się były piłkarz Piasta Gliwice. Kędziora, w przeciwieństwie do Plizgi, cały czas trenuje, ale indywidualnie.
- Jednak jak wszystko będzie dobrze i nie będzie mnie już mięsień bolał, to od poniedziałku będę trenował z resztą zespołu. Codziennie z moją nogą jest lepiej. Chciałbym zagrać już z Arką Gdynia, ale nie wiem czy tak się stanie. Nie chciałbym oceniać swoich szans. Z drugiej strony jeśli wszystko będzie w porządku, to myślę, że będę do dyspozycji trenera - mówi.
Powrót Kędziory z pewnością ucieszy Bajora. Cały czas nie może grać Szymon Pawłowski. Sam Traore nie wystarczy. Jest jeszcze Duszan Dokic, ale w Lubinie jest od niedawna. Wcześniej nie trenował z żadnym zespołem i wspomóc Zagłębie może tylko w ostatnich minutach meczów. Musi grać w słabej formie Traore, ponieważ młody Adrian Woźniak i tak nie jest w stanie zastąpić Senegalczyka. Powrót Plizgi i Kędziory byłby muzyką dla uszu Marka Bajora.