Bramki nie zdobył jeszcze żaden z napastników, więc w starciu z GKS Katowice trener zdecydował się na bardziej ofensywne ustawienie 4-4-2. Nie przyniosło to jednak pozytywnego efektu. - Musieliśmy tak zagrać, bo Paluchowski i Nildo nie strzelają bramek. Do Tomasa Pesira można mieć najmniej pretensji, ale też jeszcze nie strzelił. Jeśli wystawię trzech, to w końcu któryś trafi. Trafił ten czwarty - Nazaruk - wyjaśnia Mirosław Jabłoński.
W meczu z GKS Adrian Paluchowski strzelał tak, żeby nie zaskoczyć bramkarza. Również forma Nildo pozostawia wiele do życzenia. W doliczonym czasie gry Brazylijczyk minął golkipera i... trafił w słupek, a w kolejnej sytuacji już umieścił piłkę w siatce. Problem w tym, że uczynił to ręką, co nie umknęło uwadze sędziego. - To staje się jakąś chorobą. Na treningach naprawdę pracujemy nad tym - sytuacje sam na sam z bramkarzem i uderzenia z pierwszej piłki. Zawodnicy tej klasy powinni już to mieć i nie powinniśmy się tym martwić. Sytuacje bramkowe są, ale może być z nami bardzo źle, jeżeli nie zaczniemy ich wykorzystywać - nie ukrywa szkoleniowiec.
Powody do optymizmu daje za to postawa defensywy. Na własnym stadionie Górnik nie stracił ani jednej bramki, mimo roszad w linii obrony. Przeciwko katowiczanom od pierwszej minuty zagrał Dawid Sołdecki, a na ławce usiadł Adrian Bartkowiak. W odwodzie pozostaje jeszcze doświadczony Paweł Magdoń. - Na razie Magdoń jeszcze nie jest w treningu, ale liczymy na niego w przyszłości. W tej chwili najlepiej wygląda ustawienie, kiedy przesunąłem do tyłu Dawida. Nie wiem, co się stało z Adrianem Bartkowiakiem - ostatnio grał bardzo nerwowo. Dawid wprowadził dużo spokoju do tej formacji - ocenia trener Jabłoński.