Po zwycięstwie na Ukrainie Kolejorz był w dobrej sytuacji. Choć zapowiadał, że nie zamierza bronić zaliczki i grać o zwycięstwo, to przebieg meczu wymusił na lechitach zachowawczą taktykę. - Wypełniliśmy swoje założenia w stu procentach. Zneutralizowaliśmy ich najlepszą stronę. Poświęciliśmy trochę gry ofensywnej pod założenia defensywne - przyznaje Marcin Kikut. - Chodziło nam o uzyskanie rezultatu, który będzie nas premiował do fazy grupowej i osiągnęliśmy bezbramkowy remis. W dwumeczu nie straciliśmy bramki, jedną strzeliliśmy i to okazało się kluczem do sukcesu.
Mecz z Dnipro nie należał do porywających. Więcej było walki niż pięknych akcji, ale liczył się efekt końcowy. - Nastawialiśmy się na wojnę i tak rzeczywiście było. Było mnóstwo ciężkiej pracy, sporo się nawalczyliśmy. Dnipro zagrało słabo, a ich trener był taki pewny przed rewanżem. Niech wracają do siebie - dodaje Kikut.
Wyeliminowanie Dnipro to spora niespodzianka, bo mało kto dawał Lechowi szansę na przejście do fazy grupowej. - Przed tym dwumeczem wielu nas skreśliło, ale pokazaliśmy charakter i że jesteśmy wartościową drużyną. Byliśmy mocno zdeterminowani i z dużym zębem oraz zaangażowaniem podeszliśmy do tych dwóch meczów. Uratowaliśmy również honor polskiej piłki klubowej - kontynuuje lechita.
Trzeci rok z rzędu poznaniacy najdłużej reprezentują Polskę w europejskich pucharach. Dwa lata temu również udało się awansować do fazy grupowej, a rok temu Kolejorz odpadł po rzutach karnych w ostatniej rundzie eliminacyjnej. Awans wywalczony dwa lata temu na pewno był bardziej spektakularny, bowiem lechici zapewnili go sobie w doliczonym czasie dogrywki. - Myślę, że ten awans też smakuje bardzo fajnie. Po nieudanym starcie w Lidze Mistrzów i słabej postawie w lidze byliśmy na kolanach i musieliśmy się szybko podnieść - zakończył Kikut.