Nie zasługujemy na bycie w czołówce - rozmowa ze Zbigniewem Zakrzewskim, napastnikiem Warty Poznań

W sześciu dotychczasowych meczach Warta zdobyła dziewięć punktów. Z kolei Zbigniew Zakrzewski zdobył dla niej dwa gole. Ani jedna, ani druga liczba nie spełnia do końca oczekiwań kibiców. W sobotę Zieloni mieli ogromną szansę na podreperowanie dorobku, ale zaledwie zremisowali z Flotą Świnoujście, marnując dodatkowo rzut karny. "Zakiego" zapytaliśmy m. in. ocenę tego spotkania, a także ustalenia dotyczące wykonania jedenastki.

Szymon Mierzyński: W sobotnim meczu z Flotą wszystko układało się po waszej myśli. Prowadziliście 2:0, później mieliście rzut karny. A jednak nie udało się odnieść trzeciego zwycięstwa z rzędu...

Zbigniew Zakrzewski: Ze względu na te okoliczności remis rozpatrujemy jako stratę dwóch punktów, a nie zysk jednego. Do pewnego momentu wszystko układało się idealnie. Przed pierwszym golem dla gości robiliśmy na boisku dokładnie to, co chcieliśmy. Później jednak zeszło z nas powietrze i straciliśmy bramki w głupi sposób. Flota nie miała w tym meczu zbyt wielu sytuacji, tym bardziej więc odczuwamy niedosyt. Nie potrafiliśmy upilnować rywali przy stałych fragmentach, poza tym zmarnowaliśmy rzut karny. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że nie zasługujemy na bycie w czołówce.

Dużo kontrowersji wzbudziła praca sędziego, który najpierw nie podyktował jedenastki po bezdyskusyjnym faulu na Piotrze Reissie, a potem zagwizdał w sytuacji, w której przewinienie na panu nie wydawało się aż tak ewidentne.

- Być może jest w tym trochę racji, ale ja także byłem faulowany. Obrońca Floty kopnął mnie w kostkę w momencie gdy zastawiałem piłkę i chciałem wypracować sobie pozycję do strzału. To kopnięcie było wyraźnie słyszalne, dlatego arbiter nie miał wątpliwości. Można się jednak zgodzić z tezą, że przewinienie na Piotrze Reissie było bardziej ewidentne. W tamtej sytuacji powinna być jedenastka i czerwona kartka dla obrońcy, a nie żółty kartonik za symulowanie dla Piotra.

Czy były jakieś dyskusje kto ma wykonywać rzut karny?

- Nie. Mamy ustalenia, że do jedenastek podchodzi Tomasz Magdziarz albo Piotr Reiss. Trzeba pamiętać, że wcześniej Tomasz nie miał problemów z wykorzystywaniem rzutów karnych. Uderzał bardzo podobnie jak w sobotę, tyle że trafiał w światło bramki.

W pewnym momencie z trybun było słychać niepochlebne okrzyki w pańskim kierunku. Docierało to do pana?

- W trakcie meczu nie koncentruję się na takich rzeczach. Przyznam, że tym razem nie słyszałem żadnych okrzyków. Przyzwyczaiłem się już do tego, że jeśli drużynie idzie, to kibice dopingują i pomagają. Z kolei gdy coś nie układa się po naszej myśli i remisujemy bądź przegrywamy, to ludzie narzekają. Ale to ich sprawa.

Domowy mecz z Dolcanem został przełożony ze względu na koncert Stinga. Czekają was teraz trzy wyjazdowe spotkania z rzędu - z Pogonią, Piastem i Sandecją. Łatwo o punkty nie będzie...

- Nie da się ukryć, że czeka nas trudne zadanie. Pokazaliśmy już jednak, że potrafimy grać na boiskach rywali, dlatego nie popadamy w pesymizm. Z Katowic przywieźliśmy remis. Z kolei w Ostrowcu udało nam się zwyciężyć, mimo że KSZO grał na pewno lepiej niż Flota w sobotnim meczu. I liga jest kompletnie nieprzewidywalna, dlatego ciężko przewidzieć wyniki. Mamy doświadczony zespół, nikogo się nie boimy. Poza tym jestem przekonany, że przeciwko Pogoni czy Piastowi będzie nam się dobrze grało. W meczach z takimi rywalami jest mniej kopaniny, a więcej futbolu.

W tym sezonie zagraliście cztery mecze na Stadionie Miejskim. Czy drużyna przyzwyczaiła się już do tego obiektu?

- Nie mamy zastrzeżeń. Gra nam się tutaj dobrze. Jedynym mankamentem jest kiepska murawa. Narzekają na nią także Lech i wszystkie ekipy przyjezdne. Na szczęście wkrótce zostanie ona wymieniona. Boisko w tak katastrofalnym stanie nie jest dla Warty sprzyjające. Przy rzucie karnym Tomasz Magdziarz spudłował głównie dlatego, że trafił na nierówność. Noga postawna mu uciekła i wszyscy widzieli, jaki był tego efekt. Z trybun takich niuansów nie widać, dlatego ci "komentatorzy" pijący colę lub jedzący popcorn nie wiedzą, jakie cuda wyczynia futbolówka.

Z Piastem nie zagracie w Gliwicach, lecz w Wodzisławiu Śląskim. Ma to dla was jakieś znaczenie? Można powiedzieć, że to spotkanie odbędzie się na terenie neutralnym?

- Nie do końca. Piast w Wodzisławiu Śląskim czuje się jak w domu. W ekstraklasie też rozgrywał tam sporo spotkań.

Ostatnio jednak gliwiczanie grali u siebie...

- Więc być może zmiana obiektu będzie miała jakieś znaczenie. My cieszymy się przede wszystkim z tego, że na stadionie Odry jest dobra murawa.

Komentarze (0)