Poważni ludzie tak się nie zachowują - rozmowa z Bartoszem Karwanem, piłkarzem GKS-u Katowice

Bartosz Karwan jeszcze niedawno grał w okręgówce. Kilka dni temu popisał kontrakt z GKS-em Katowice. - Tak jak większość kibiców, tak i ja jestem trochę zaskoczony. Miałem już inne plany - mówi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Bartosz Zimkowski, Artur Długosz: Ostatnio grał pan w amatorskim zespole. Teraz znów będzie można zobaczyć pana w dobrej drużynie.

Bartosz Karwan: - Tak jak większość kibiców, tak i ja jestem trochę zaskoczony. Miałem już inne plany. Niejednokrotnie rozmawiałem już z dziennikarzami, dlaczego wybrałem Tychy, okręgówkę. Uznałem chyba, że najwyższa pora powoli kończyć karierę i zająć się czymś innym. Tam zupełnie grałem tylko dla przyjemności. Była to forma relaksu i podtrzymania formy. Nie sądziłem, że dostanę propozycję gry na tym poziomie. Przy odpowiednim przygotowaniu nadal uważam, iż mógłbym grać w ekstraklasie. Jestem wręcz o tym przekonany. Swoimi występami tutaj w GKS-ie Katowice to udowodnię, chociaż tak naprawdę nie muszę niczego i nikomu nic udowadniać. Przyszedłem tutaj z czystej sympatii i wiemy w jakiej sytuacji jest zespół. Jako doświadczony zawodnik chce pomóc w podniesieniu morali tej drużyny. Chcę swoimi umiejętnościami dźwignąć zespół w górę tabeli.

Mówi pan, że mógłby grać jeszcze w ekstraklasie. Czyli GKS to przystanek?

- Nie, skupiam się tylko na grze tutaj. Jeszcze 2-3 miesiące temu byłem gotowy na grę w ekstraklasie. Mówię po prostu, że poradziłbym sobie tam. To nie było tak, że zdrowie czy umiejętności mi na to nie pozwalały i wylądowałem w szóstej lidze. Mam nadzieję, że mecze zweryfikują to wszystko. Na tą chwilę jest tylko GKS Katowice. Jeżeli chciałbym zobaczyć czy poradziłbym sobie w ekstraklasie, to dlaczego nie z GKS-em?

Osoba trenera Stawowego zadecydowała, że trafił pan do GKS-u?

- Nie ukrywam, że to był bardzo mocny argument. Jest mi z tego powodu bardzo miło, iż trener Stawowy również dostał taką propozycję. Zawsze uważałem, że jest to świetny szkoleniowiec i poprzez pracę tutaj będą kibice mogli się o tym przekonać. Ja tego doświadczyłem będąc w Gdyni. Sądzę, że jest to szkoleniowiec, którego miejsce jest tylko i wyłącznie w ekstraklasie. Tak się ułożyło, iż trener Stawowy przez pewien okres czasu nie mógł znaleźć pracy. Zbieg okoliczności sprawił, że po ponad rocznej przerwie znów spotkaliśmy się w jednym klubie. Na pewno osoba trenera była dużym bodźcem do tego, żeby zdecydować się na grę tutaj. Sama propozycja była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie było mnie w GKS-ie 13 lat. Wychowałem się tutaj i też miło jest miło wrócić na Bukową. Byłem z trzy razy z innymi zespołami w Katowicach. Wspomnienia są bardzo miłe. To był okres prosperity GKS-u. Drużyna regularnie występowała w pucharach i zawsze była w ścisłej czołówce w lidze. Występowali tutaj świetni zawodnicy, którzy później wyjechali za granicę i robili kariery. Teraz jest tutaj inaczej. Zastałem drużynę bardzo młodą. Ma duży potencjał, ale jest sporo pracy, żeby te klocki odpowiednio poukładać. My starsi zawodnicy jesteśmy po to, aby wspomóc młodszych kolegów na przykład postawą na treningu. Niech się uczą od nas. Tak samo ja się uczyłem od reprezentantów Polski: od Jana Furtoka, Janusza Jojki, Andrzeja Lesiaka czy gro innych piłkarzy. Mam nadzieję, że teraz oni potrzebują takiego wzoru, wsparcia, bodźca do tego, żeby pokazać swoje umiejętności. Widzę tutaj duży potencjał. Trzeba ich tylko dobrze poprowadzić. To jednak jest już problem trenera i jestem przekonany, że sobie z nim poradzi.

Mocniej serce zabije, gdy znów ubierze pan koszulkę GKS-u i wybiegnie na boisko?

- Na pewno tak. Minęło wprawdzie 13 lat, ale poznałem nawet osoby, które wciąż tutaj pracują. Co ciekawe, niewiele się nawet zmieniło. Mam generalnie dobrą pamięć wizualną. Ja to odbieram w ten sposób, że to było 13 lat temu, ale mi się wydaje jakby to było rok czy dwa lata temu. Naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyło boisko treningowe. Za moich czasów pamiętam, że był tam tylko żwir i ziemia. Nie było za bardzo warunków do trenowania. Teraz jest inaczej i to mnie bardzo cieszy. Nic tylko brać się do pracy i grać jak najlepiej. Sentyment oczywiście jest. To dopiero przede mną. Zobaczymy czy to będzie miało miejsce w ten czy następny weekend. Jestem na tyle doświadczonym piłkarzem, że na pewno sobie z tym poradzę. Do Legii też wracałem po jakimś czasie i też było miło oraz sympatycznie. Chciałbym, aby ten powrót był z korzyścią dla mnie i klubu.

Wprawdzie jest pan w klubie dopiero od kilku dni, to może jednak zna pan przyczynę tak słabych wyników GKS-u?

- Dopiero poznaję ten zespół. Nie mam pojęcia czemu tak jest. Myślę, że trener powoli już dostrzega jakie są tu mankamenty, co trzeba poprawić. Zdążyłem zauważyć, że morale zawodników podupadły. Trzeba chłopaków motywować i pomagać im. Po kilku treningach zauważyłem, że im ochoty, zaangażowania i przyjemności nie brakuje. Mają ogromną chęć do pracy. To jest ogromny plus i napawa optymizmem na przyszłość. Potrzeba tutaj fachowca, który poskłada te klocki. Uważam, że takim kimś jest trener Stawowy. Wyniki są fatalne, ale sam początek aż taki chyba słaby nie był. Jakieś remisy były. Potem coś pękło. Oni naprawdę potrafią grać. W poprzednim sezonie pamiętam, że do pewnego momentu ta drużyna nieźle grała, a przecież niewiele się zmieniła. Kibice zapominają, że ten zespół jest młody i nieobiektywnie go oceniają. Doszedł Piotrek Piechniak czy Przemek Pitry, ale tak poza tym to chłopcy mają po 20-21 lat. Jak na pierwszą ligę to jest bardzo młody zespół. Nie znam drużyny, który potrafiłby wygrywać samą młodzieżą.

Ostatnio przegraliście z MKS-em Kluczbork 0:3...

- Byłem na tym meczu i wynik nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Uważam, że przegraliśmy za wysoko. Wydawało mi się, że po tych pierwszych treningach koledzy odzyskali wiarę we własne możliwości. Tymczasem początek meczu w Kluczborku i tracimy głupią bramkę - wręcz kuriozalną. Znów widziałem, iż uszło powietrze chłopaków. Tak jak mówię - to jest młodzież. Przypuszczam, że im potrzeba zawodników starszych, bardziej doświadczonych. Oni w trudnych momentach będą mogli im pomóc. Takie jest moje zadanie i liczę na to, że się z niego wywiążę. Najbliższe mecze to pokażą. Nie ukrywam, że nie byłem w regularnym treningu, ale przecież też nie zapomniałem jak się gra w piłkę - to po pierwsze. Po drugie, nie można powiedzieć, iż jestem zupełnie przygotowany. Myślę, że najbliższe treningi pokażą w jakim jestem miejscu. Trener to zweryfikuje. Sądzę, iż to kwestia dwóch tygodni i powinienem być w formie, takiej, żeby móc pomóc na boisku kolegom z drużyny.

Wystarczy wam jeden mecz na przełamanie i Gieksa zacznie grać tak jak sobie tego życzycie?

- Ja w to ogromnie wierzę i powiem, że nawet cieszę się, iż kolejne spotkanie zagramy z wiceliderem. Do tej pory przegrał tylko jeden mecz. Jest to świetna okazja na przełamanie. Wiem z doświadczenia jak to jest. Przyjeżdża drużyna z dołu tabeli, ciągle się broni, a my nie potrafimy im strzelić bramki. Mamy niemoc strzelecką, a na dodatek straciliśmy najwięcej goli. Pewnie byłby problem i ten mecz mógłby być bardzo ciężki. Ale przyjedzie wicelider, który pewnie zagra ofensywnie. My też tak zagramy, bo tego nas uczy trener. Może być ciekawe spotkanie. Chłopaki też powinni być podwójnie zmotywowani - w końcu przyjedzie druga drużyna. Jeżeli uda wygrać, to wtedy sami zobaczą, że każdego da się ograć. Może to być mecz przełomowy. Później zostanie nam praca, mecze i zdobywanie punktów.

Przed sezonem celem był awans. Po kiepskim początku nadal w to wierzycie?

- Zawsze grałem o najwyższe cele. Byłem w Gdyni i też graliśmy o awans. Gdzieś w pewnym momencie niektórzy zwątpili. Ja w to wierzyłem i dlatego awansowaliśmy. Mieliśmy też ogromne szczęście, ponieważ nie do końca awansowaliśmy z tej pozycji, która promowała automatycznie. Inny klub został zdegradowany i dlatego znaleźliśmy się w ekstraklasie. Mimo wszystko trzeba było wywalczyć o te miejsce. Później graliśmy dwa sezony o utrzymanie i udawało się to. Na tą chwilę najważniejsze jest wygrać pierwszy mecz i zakończyć pechową serię bez wygranej. Słyszałem, że dziennikarze doliczyli się już trzynastu takich spotkań. Najwyższa pora zwyciężyć. Wracając do pytania. Kuriozalnie może to zabrzmieć, że po sześciu kolejkach jesteśmy na 16. miejscu i myślimy o awansie. Ale dlaczego nie moglibyśmy? Nie ma mowy o oglądaniu się za siebie. Jeżeli prezesi wyznaczyli cel awans do ekstraklasy, to trzeba się wziąć za robotę. Czeka nas sporo ciężkiej pracy.

Na koniec jeszcze pytanie odnośnie Arki. Jakie to było rozstanie?

- To jest temat na osobny wywiad. Powiem w ten sposób: niektóre osoby w Gdyni nie dorosły do pewnych funkcji, rzeczy. Były takie dziwne ruchy w stosunku do mojej osoby. Miałem jeszcze pół roku ważny kontrakt i mogłem jeszcze pomóc zespołowi. Ktoś zadecydował inaczej. Forma tego zamieszania była niepotrzebna. Wychodzę z założenia, że po jakimś czasie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeśli ktoś jest uczciwy i poważnie traktuje swoją pracę i obowiązek. Później i tak wychodzi na moje. Tak było w przypadku pana Wdowczyka. Odchodziłem z Legii, później z Gdyni. Czas pokaże kto miał racje. Tak jak mówię: poważni ludzie tak się nie zachowują.

Komentarze (0)