Miejsce w pierwszej piątce oraz walka w Pucharze Polski - taki cel postawiono przed Śląskiem Wrocław przed obecnymi rozgrywkami. Zespół wzmocniono kilkoma ofensywnymi piłkarzami, na stanowisku szkoleniowca postanowiono pozostawić Ryszarda Tarasiewicza.
Początek sezonu był obiecujący. Remis z silną Jagiellonią Białystok i zwycięstwo wyjazdowe z Cracovią przyjęto optymistycznie. Zielono-biało-czerwoni grali ładniej dla oka niż w poprzednim sezonie. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku - do czasu. Po meczu w Krakowie Śląsk zaczął przegrywać. Najpierw u siebie z Legią Warszawa, potem na wyjeździe z Lechią Gdańsk, a później już na Oporowskiej z Lechem Poznań.
Pozycja Ryszarda Tarasiewicza stała się bardzo zagrożona. - Spodziewam się głosów, że trzeba zwolnić Tarasiewicza - mówił sam szkoleniowiec. Po meczu z Kolejorzem Śląsk czekała seria wyjazdowych potyczek. Podczas tej eskapady miały rozstrzygnąć się losy trenera. I rozstrzygnęły. Mówiło się, że Tarasiewicz w trzech meczach ma zdobyć cztery punkty. Rzeczywistość okazała się jednak inna.
Po klęsce w Łodzi, gdzie WKS przegrał 2:5, włodarzom drużyny z Wrocławia puściły nerwy. Tarasiewiczowi nie pomogła wygrana w Pucharze Polski ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. W środę klub ogłosił, że trener zostaje zawieszony, a drużynę w meczu w Kielcach poprowadzi jego asystent, Paweł Barylski.
Jeszcze niedawno wydawało się, że stawką potyczki z Koroną będzie głowa Tarasiewicza. Ta spadła już jednak wcześniej. Piłkarze Sląska mówili, że stoją murem za szkoleniowcem. Gdy tego już nie ma, będą zapewne chcieli... zagrać dla niego. Zamiast więc meczu o głowę Tarasiewicza, będzie spotkanie dla niego.
Wrocławianie muszą walczyć o punkty, bo tych mają bardzo mało, a przed nimi ciężkie potyczki z Wisłą Kraków i Polonią Warszawa.