W futbolu nie ma miejsca na sentymenty, choć od tych często ciężko się odciąć. W Górniku przed sobotnim meczem z Jagiellonią odżyły wspomnienia wielu osób, które w przeszłości były związane z białostockim klubem. Najkrótszy okres w Białymstoku spędził Tomasz Wałdoch, bo występował w żółto-czerwonych barwach tylko przez kilka kolejek, ale i tak do swojej bogatej piłkarskiej kariery mógł dopisać awans do ekstraklasy.
- Zaledwie przez miesiąc byłem zawodnikiem Jagiellonii, ale ten okres wspominam z sentymentem. Białystok to piękne miasto, w którym spotkałem wielu wspaniałych ludzi. Udało nam się osiągnąć sukces sportowy, w postaci awansu do ekstraklasy. Potem próbowano zatrzymać mnie w klubie na dłużej, ale nie wyraziłem na to zgody. Gdybym wtedy powiedział "tak" pewnie dziś nie byłoby mnie w Górniku - mówi dyrektor sportowy Górnika.
Znacznie dłużej z drużyną ze stadionu przy Słonecznej pracował trener Adam Nawałka. Szkoleniowiec Górnika przejął zespół, kiedy ten był daleki od marzeń o wielkiej piłce i wszczepił w drużynę mentalność zwycięzców.
- Okres, jaki spędziłem w Białymstoku przede wszystkim kojarzy mi się z ciężką pracą. Obejmowałem zespół na ostatnim miejscu tabeli zaplecza ekstraklasy, a kiedy odchodziłem drużyna plasowała się na trzecim miejscu. Przez ten czas udało się zmienić Jagiellonię z drużyny balansującej na pograniczu starej drugiej i trzeciej ligi, w zespół, który na poważnie liczył się w walce o awans do ekstraklasy - wspomina były trener Jagi.
Z Białegostoku Nawałka odchodził po konflikcie, jaki nastał w klubie. Charyzmatyczny szkoleniowiec chciał wprowadzić w Jagiellonii twarde zasady, na które nieprzychylnym okiem patrzyli białostoccy działacze.
- Żegnałem się z klubem w nie najlepszej atmosferze. Po tym, jak drużyna zajęła trzecie miejsce w tabeli w klubie było trochę niezadowolenia. Postawiłem twarde warunki, dotyczące standardów, jakie muszą być zachowane w drużynie walczącej o awans i to zapoczątkowało nieporozumienia na linii działacze-trener-drużyna - wyjaśnił szkoleniowiec Górnika.
Duży wpływ na dymisję szkoleniowca z funkcji trenera Jagiellonii mieli kibice żółto-czerwonych, którzy stanęli po stronie zawodników stroniących od ciężkiej pracy.
- W mojej filozofii pracy zawodnicy musieli grać na dwieście procent, jak ma to miejsce w Górniku. W Jagiellonii przesunąłem kilku zawodników nie spełniających tych kryteriów do drużyny rezerw i stąd wziął się mały konflikt. Potem kibice wzięli stronę zawodników, a był w Białymstoku taki okres, że kibice mieli w klubie wiele do powiedzenia i to zaważyło o mojej dymisji - dodał opiekun beniaminka ekstraklasy.
Tuż po awansie Jagi do najwyższej klasy rozgrywkowej do Białegostoku trafił Aleksander Kwiek. Waleczny rozgrywający w klubie z Podlasia odnalazł dawną formę i na dobre zadomowił się na boiskach ekstraklasy.
- Do Białegostoku trafiłem zaraz po awansie drużyny do ekstraklasy. Drużyna, jaka tam się stworzyła była bardzo silna i po rundzie jesiennej zajmowaliśmy dobrą pozycję w środku tabeli. Trochę gorzej szło nam na wiosnę, ale ostatecznie utrzymaliśmy się w ekstraklasie. Do Jagiellonii sprowadził mnie trener Płatek i temu trenerowi wiele zawdzięczał. Wyciągnął on do mnie pomocną dłoń w okresie, w którym moja kariera była na zakręcie i sprowadził na odpowiednie tory - przekonuje lider drugiej linii górniczej jedenastki.