Bogdanow, 30-letni fan Czerwonej Gwiazdy (Crvena Zvezda), razem z siedmioma rodakami zamknięty w więzieniu dla kobiet w Genui, był zaskoczony tym, że jego zdjęcie pojawiło się na pierwszych stronach gazet. "La Gazzetta dello Sport" przez dwa dni z rzędu drukowała na czołówce jego oblicze.
- Oczywiście, że nie oczekiwałem przerwania meczu. Nie mam żadnych powiązań z Arkanem [werbował bojówki spośród serbskich kibiców]. Jestem nacjonalistą, jak wszyscy Serbowie - przekazał Bogdanow. Wszystkie powody swojego zachowania - np. wejście na pleksiglasowy płot oddzielający trybuny od boiska - zapowiedział wyjaśnić w sądzie. Grozi mu od roku do czterech lat więzienia.
Przede wszystkim, nie oczekiwał, że to co się zdarzyło (opóźnienie meczu, przerwanie go po sześciu minutach, gdy na boisku i na trybunach lądowały race) stanie się sprawą dyplomatyczną na linii Rzym - Belgrad. Bogdanow przyznał, że lubi Włochy i - ustami adwokata - przeprasza ich za skandal. Dzień przed spotkaniem razem z przyjaciółmi i grzecznie uregulował rachunek za obiad.
Przed wejściem na stadio im. Ferrarisa steward zatrzymał Bogdanowa, zaczął z nim rozmawiać po serbsku i zabrał narodową flagę oraz megafon. - To podgrzało nastroje. Dużo wypiliśmy. Później sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli - powiedział wytatuowany człowiek, nazwany Iwanem Strasznym. - Chciałem tylko przeprowadzić małą akcję.
Bogdanow (mieszka z matką, pracuje "na czarno" z gotówką wypłacaną codziennie) sam chciał zaprotestować przeciw bramkarzowi Stojkoviciowi. - Bo wychował się w Czerwonej Gwieździe, a przeszedł do Partizana. Jest zdrajcą.