Show godne Premiership - relacja z meczu Korona Kielce - GKS Bełchatów

Zasiadający na trybunach Areny Kielc kibice mogli spodziewać się ciekawego widowiska - naprzeciw siebie stawały aktualnie dwa czołowe kluby ekstraklasy. Jednak to, co działo się na boisku, przeszło najśmielsze oczekiwania wszystkich. Dzięki temu spotkanie Korony z GKS-em bezdyskusyjnie przejdzie do historii.

Artur Wiśniewski
Artur Wiśniewski

Zanim jednak doszło do momentów, które obserwatorzy meczu na długo zapamiętają, działo się wszystko to, czego można było się spodziewać. Oba zespoły wybiegły na murawę mocno zmobilizowane - choć przed rozpoczęciem sezonu nikt nie typował ich do gry w europejskich pucharach, dzisiaj tego typu prognozy mają mocne podstawy. Korona nie wyobrażała sobie, że nie wygra meczu z GKS-em. GKS nie wyobrażał sobie, że mógłby nie wygrać z Koroną.

Jako pierwsi zadali jednak cios gospodarze. W 19 minucie aktywny Brazylijczyk Edi Andradina posłał piłkę z prawej strony w pole karne, a tam pojedynek główkowy wygrał z Andrzejem Niedzielanem Zlatko Tanevski, ale wygrał na tyle niefortunnie, że skierował futbolówkę do swojej siatki. Kibice Korony wpadli w euforię, choć zapewne nie przypuszczali, iż niedługo po zmianie stron gry drużynie z Bełchatowa uda się doprowadzić do wyrównania.

Zanim jednak to się stało, drużyna Macieja Bartoszka miała jeszcze jedną dogodną okazję. W 45 minucie doszło do sporego zamieszania w polu karnym kielczan, a piłka niespodziewanie znalazła się pod nogami Dawida Nowaka. Ten huknął bez zastanowienia, ale trafił w poprzeczkę, chyba tylko cudem nie przewracając bramki na banery reklamowe. - To była szybka akcja, nie było czasu na to, by myśleć, jak się zachować. Gdybym pewnie uderzył lżej, a nie na siłę, to piłka wpadłaby do bramki - przyznał po meczu nieskuteczny strzelec.

W czasie przerwy doszło do pierwszego z wielu niecodziennych zdarzeń na Arenie Kielc. Na boisku bowiem w asyście spikera Pawła Jańczyka pojawiła się zakochana para dwojga kibiców i rozpoczął się spektakl… zaręczyn (przyjęty zresztą przez kibiców niezwykle sympatycznie). - Wyjdziesz za mnie? - padło pytanie do mikrofonu. - Tak! - odpowiedziała przyszła małżonka. Mężczyzna zatem mógł odetchnąć z ulgą, choć na zdenerwowanego raczej nie wyglądał.

Kiedy ceremonia dobiegła końca, na boisku zjawili się sędziowie i piłkarze i po chwili wznowiono grę. Znów przewagę osiągnęła Korona, co jednak nie uchroniło jej przed utratą gola. Prawą flanką poszarżował rodak Ediego, Da Silva, następnie wykonał kąśliwy przerzut piłki na lewą flankę, a całą akcję zamknął Maciej Małkowski.

Chwilę później było już jednak 2:1 dla gospodarzy. Korona wykorzystała fakt przewagi liczebnej - przed momentem za drugą żółtą kartkę wyleciał Mate Lacić. Do piłki dopadł Maciej Tataj, dla którego była to pierwsza poważniejsza okazja strzelecka, i uderzył mocno z woleja, nadając futbolówce dziwną rotację. Ta zdążyła jeszcze odbić się od ziemi, a następnie minęła bezradnego w bramce Łukasza Sapelę. Kielecki stadion znów wybuchł radością i entuzjazmem.

20 minut później kielczanie ustalili wynik spotkania. Znów rozsądnie zachował się Tataj, tym razem nie decydując się na strzał, a na dłuższy sprint. Został jednak podcięty w obrębie pola karnego i sędzia wskazał na "wapno". Pewnym egzekutorem okazał się zwykle bezbłędny w wykonywaniu "jedenastek" Edi.

Kilka chwil po tym zdarzeniu arbiter główny Sebastian Jarzębak z Bytomia postanowił… zakończyć spotkanie. Zegar zamontowany na obiekcie wskazywał na… 80 minutę. Ta decyzja zdezorientowała wszystkich - kibiców, trenerów, a zwłaszcza samych piłkarzy. Ci z Bełchatowa postanowili zejść z boiska, prawdopodobnie na znak protestu względem zachowań arbitra, który wcześniej posłał do szatni Lacicia (a w sumie w całym spotkaniu rozdał 10 żółtych kartek). Po krótkiej naradzie z sędzią technicznym Jarzębak przesunął wskazówkę swojego zegarka i wznowił grę, dopełniając przy tym swojego obowiązku.

Kielczanom w tym meczu więcej bramek strzelić się nie udało. Ale to, co zobaczyli kibice, z pewnością zaspokoiło ich deficyt piłkarskiej rozrywki, spowodowany przerwą na mecze polskiej reprezentacji.

Korona Kielce - GKS Bełchatów 3:1 (1:0)
1:0 – Tanevski (sam.) 19'
1:1 - Maciej Małkowski 52'
2:1 - Tataj 55'
3:1 - Edi (k.) 76'

Składy:

Korona: Zbigniew Małkowski - Golański, Hernani, Stano, Markiewicz, Sobolewski, Jovanović, Vuković, Korzym (71' Kaczmarek), Niedzielan (41' Tataj), Edi (90+3 Tomasz Nowak).

GKS: Sapela - Tanevski, Lacić, Drzymont, Popek, Gol, Bocian (38' Fonfara), Da Silva, Poźniak (40' Dawid Nowak), Maciej Małkowski, Żewłakow (60' Kuświk).

Żółte kartki: Markiewicz, Vuković, Golański (Korona) oraz Lacić, Drzymont, Żewłakow, Gol, Popek, M. Małkowski (PGE GKS).

Czerwona kartka: Lacić (PGE GKS - za dwie żółte).

Sędzia: Sebastian Jarzębak (Bytom).

Widzów: 10251 widzów.

Ocena drużyny Korona Kielce: 4,5. Podopieczni trenera Marcina Sasala zagrali jeden z najlepszych meczów w sezonie. Grali agresywnie i z polotem, a efektem pełnej mobilizacji jest przekonujące zwycięstwo nad Bełchatowem 3:1. Kielczanom pomógł jednak trochę arbiter główny, dość pochopnie wyrzucając z boiska Mate Lacicia.

Ocena drużyny GKS Bełchatów: 4. Drużyna gości w tym spotkaniu zrobiła niemal wszystko, co tylko mogła uczynić. Gdyby nie odrobina pecha, mogłaby pokusić się nawet o remis w sobotniej konfrontacji. Bardzo dobre spotkanie rozegrał Maciej Małkowski, strzelec jedynej bramki dla bełchatowian.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×