Przed meczem kibice obu drużyn nastawiali się na wielkie widowisko szczególnie, że trenerzy Lechii i Arki zapowiadali ogromne, niezapomniane emocje na stadionie przy ulicy Traugutta. Do tego jednak nie doszło. Po zobaczeniu składów było wiadome, że Arka nastawi się przede wszystkim na obronę. Mecz rozpoczęło aż trzech stoperów żółto-niebieskich i od pierwszych minut gdańszczanie nie potrafili sforsować gdyńskiej obrony.
Na stadionie widowisko oglądało 11.811 kibiców, bo tylu zdążyło kupić bilety na mecz, których sprzedaż skończyła się tydzień przed spotkaniem. Od początku kilka szans stworzyła sobie Lechia, ale Norbert Witkowski nie miał możliwości wykazać swoich umiejętności. Później zaatakowali gdynianie, jednak jedyne co im wychodziło, to... wywalczanie rzutów rożnych, z których jednak nic nie wynikało. To jednak wystarczyło na nie mającą koncepcji na grę w pierwszej połowie Lechię, która na dodatek straciła Marko Bajicia, który z powodu kontuzji musiał opuścić boisko, a zastąpił go późniejszy bohater Piotr Wiśniewski. Do końca pierwszej połowy żaden z zespołów nie zdołał wypracować sobie optycznej przewagi i o wszystkim zadecydowała druga połowa. - To była połowa, w której obie drużyny walczyły na boisku i grały twardo - przyznał Abdou Razack Traore. - Derby nie są piękne, ale jest w nich dużo walki i spięć - dodał Tomasz Kafarski.
Druga część gry na szczęście różniła się od pierwszej. Jako pierwszy sygnał do ataku dał Bedi Buval, który jednak dwukrotnie nie zdołał znaleźć drogi do bramki Witkowskiego. Później raz po raz gdańszczanie próbowali szarpać, kilkakrotnie posyłając piłkę w okolicę bramkarza. Ogromną szansę miał w 68 minucie, który po podaniu Pawła Nowaka wyszedł sam na sam z bramkarzem, świetnie zachował się jednak po raz kolejny Norbert Witkowski. Kibice biało-zielonych czekali jednak tylko na bramkę i udało im się to w 78 minucie. Podawał Nowak, piłka znalazła się przed Piotrem Wiśniewskim, a ten jakimś cudem wpakował ją do bramki. - Patrzyłem na piłkę, odwróciłem się i zobaczyłem jak jest w bramce razem z bramkarzem - powiedział wyraźnie zaskoczony Wiśniewski, który zaskoczył też Norberta Witkowskiego. - Za głęboko zeszliśmy i dlatego straciliśmy bramkę. Zabrakło konsekwencji w kryciu i dlatego późno zareagowałem - przyznał bramkarz Arki. - Według mnie nie powinno być w ogóle rzutu wolnego, bo sędzia gwizdnął, gdyż trybuny krzyknęły. Widzieliśmy, że Płotka dotknął piłkę. Niedopilnowaliśmy Wiśniewskiego, który strzelił z czwartego metra. Może sędzia gwizdał sporne sytuacje częściej na naszą niekorzyść i dlatego się w nas zagotowało - dodał Maciej Szmatiuk.
Chwilę po bramce Wiśniewskiego, główny bohater niedzielnego spotkania sfaulował Marcina Budzińskiego. Poszkodowany zawodnik podbiegł momentalnie do Wiśniewskiego i zaczął go przepychać. Chwilę później większa ilość zawodników Lechii i Arki zaczęła skakać sobie do gardeł i sytuacja zaczęła przypominać mecze NHL. Nie brakowało zamachnięć pięściami i kopnięć i ataków na rywali. Sędzia Mirosław Górecki nie zapanował nad sytuacją, pokazując tylko trzy żółte kartki. Nie utemperowało to poczynań piłkarzy i kilka minut później za ostre wejście z tyłu wyrzucony został Miroslav Bożok. - Było dużo nerwowości, ale było to spotkanie ważne dla obu klubów i prestiżowe dla kibiców. Kilka żółtych kartek osłabiło nasz zespół, a czerwona kartka Bożoka, który wcześniej grał dobrze osłabiła ofensywę. Miroslav wcześniej dyskutował z sędzią liniowym, faulował niepotrzebnie i nas osłabił - skomentował Dariusz Pasieka.
Do końca meczu Arka straciła koncepcję na grę i tylko faulami powstrzymywała grę w dziada zawodników z Gdańska. - Wynik jest tutaj najważniejszy. Bardzo się cieszyliśmy z wcześniejszych wygranych, bo pokazywaliśmy jakość i dobrą piłkę. Wszyscy się aż za bardzo napompowaliśmy na ten mecz. Po tych wynikach powiedzieliśmy sobie, że fajnie by było, jak byśmy pokazali w derbach dobrą grę. Rzeczywistość jest inna, nie w każdym meczu można zagrać dobrze. Arka jest bardzo dobrze zorganizowana w defensywie i ciężko się przez nią przebić. Cieszymy się z trzech punktów i z tego, że to my panujemy w Trójmieście. Z tego wszystkiego to to jest najważniejsze - powiedział po meczu Paweł Nowak.
Lechia Gdańsk - Arka Gdynia 1:0 (0:0)
1:0 - Wiśniewski 78'
Składy:
Lechia:Kapsa - Deleu, Bąk, Kożans, Wołąkiewicz, Surma, Bajić (28' Wiśniewski), Nowak, Lukjanovs (68' Dawidowski), Buval (92' Pietrowski), Traore.
Arka: Witkowski - Bruma, Rozić, Szmatiuk, Noll, Labukas (64' Wilczyński), Płotka, Budziński (85' Mawaye), Bożok, Glavina.
Żółte kartki: Traore, Buval (Lechia), Szmatiuk, Rozic, Ivanovski, Noll (Arka)
Czerwona kartka: Bożok (Arka).
Sędzia: Mirosław Górecki (Ruda Śląska).
Widzów: 11.811.
Ocena zespołu Lechii: 3.5 - Lechia po przeciętnej pierwszej połowie, w drugiej części gry przejęła zdecydowanie inicjatywę na boisku. Nie było to piękne zwycięstwo, ale najważniejsze dla kibiców, zawodników i działaczy biało-zielonych jest jednak to, że Lechia wygrała, kontynuując passę pięciu zwycięstw z rzędu na polskich stadionach, a także passę pięciu zwycięstw z rzędu w spotkaniach derbowych. Gdańszczanie nie zagotowali się też po bójce z udziałem piłkarzy z Gdańska i Gdyni i spokojnie dowieźli zwycięstwo.
Ocena zespołu Arki: 2.5 - Zawodnicy Arki przez większość spotkania grali swoje. Gołym okiem było widać, że głównym zadaniem żółto-niebieskich było zachowanie czystego konta i przez dłuższy czas się im to udawało, jednak często mówi się, że najlepszą obroną jest atak, a właśnie ataków brakowało z gdyńskiej strony. Po stracie bramki gdynianie stracili jakikolwiek pomysł na grę. Zachowali się nagannie, notorycznie faulowali, rozpętali bójkę po faulu Wiśniewskiego, a ostatecznie zakończyli mecz w dziesiątkę po faulu z tyłu Miroslava Bożoka.