Paweł Kapsa: Nie wińmy sędziego - sami jesteśmy winni

W sobotnim spotkaniu 10. kolejki ekstraklasy Wisła Kraków w cieniu kontrowersji pokonała Lechię Gdańsk 5:2. Biało-zieloni mogą mieć uzasadnione pretensje do sędziego Szymona Marciniaka, ale golkiper gdańszczan, Paweł Kapsa mówi wprost: - Sami jesteśmy sobie winni. Mogliśmy skończyć Wisłę.

Arbiter z Płocka przy prowadzeniu gdańszczan, w 25. minucie nie podyktował ewidentnego rzutu karnego po faulu Gordana Bunozy na Krzysztofie Bąku. Tuż po przerwie przy akcji, po której Wisła wyszła na prowadzenie na spalonym był Bunoza, ale gwizdek sędziego również milczał. Wreszcie wątpliwości może budzić rzekome przewinienie Kapsy, po którym w polu karnym Lechii upadł Andraż Kirm, a Marciniak wskazał na "wapno".

Mimo przeciwności losu, Lechia mogła prowadzić po pierwszych 30 minutach już 2:0 lub 3:0. Kolejne okazje marnowali jednak Bedi Buval i Abdou Traore. Później wyrównał Patryk Małecki, a tuż po przerwie prowadzenie Wiśle dał Radosław Sobolewski. Po tym worek z bramkami rozwiązał się na dobre. To pierwsza porażka Lechii po czterech kolejnych wygranych meczach. - Ten mecz sprowadzi nas na ziemię. Z przebiegu gry - zwłaszcza w pierwszej połowie - na taki wynik nie zasłużyliśmy, ale złożyło się na to kilka okoliczności i błędów, których nie możemy powtórzyć. Ciężko się gra, gdy Wisła prowadzi. Tym bardziej, że sami mieliśmy przed przerwą swoje sytuacje. Tuż po przerwie straciliśmy bramkę. Podobno sędzia pokazał spalonego, za chwilę się z tego wycofał. Był jeszcze ewidentny rzut karny dla nas. Później w drugą stronę daje wątpliwą "11". Kirm uderzył w moje ręce. Nie mogłem go złapać za nogi, bo pojawił się zza mnie. Cwanie się zachował, a sędzia dał się nabrać. Mniejsza o sędziowanie., ale nie ma co zwalać winy na sędziego. My jesteśmy winni - mówił Kapsa.

Przebudzenie Lechii jest tym boleśniejsze, że w ostatnich czterech meczach straciła jedną bramkę. Teraz w jednym spotkaniu Kapsa aż 5 razy musiał wyciągać piłkę z siatki. - Po stracie drugiej bramki byliśmy bardzo "rozwaleni" po całym boisku. Chcieliśmy zaatakować na "hurra!". Ta trzecia bramka spowodowała, że Wisła mogła wygrać jeszcze wyżej. To dla nas bolesna lekcja, ale mam nadzieję, że ta porażka nauczy nas trochę pokory i takich samych błędów nie popełniliśmy. Może zbytnio uwierzyliśmy w siebie, ale trener szybko sprowadzi nas do parteru. Mogliśmy skończyć Wisłę, a tak dostaliśmy jedną, drugą bramkę i rozlazło nam się spotkanie, które kontrolowaliśmy. Prowadząc 2:0, zwycięstwa już byśmy nie oddali. Nasza niefrasobliwość zdecydowała o tylu bramkach Wisły. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego lekcje i wrócimy do kapitalnej gry w obronie, którą prezentowaliśmy dotychczas - przekonuje 28-letni golkiper.

- To był podobny mecz do tego, który my graliśmy u siebie z Górnikiem Zabrze (Lechia wygrała 5:1 - przyp. red.). Tym razem to Wisła wygrała i jest w glorii chwały, a my chodzimy ze spuszczonymi głowami - kończy Kapsa.

Komentarze (0)