Marcin Ziach: Jakie wrażenia towarzyszą ci po meczu z ŁKS-em? Przegraliście go właściwie w dziewięć minut.
Tomasz Sokołowski: Jest mi strasznie przykro. Żal straconych punktów, ale też kibiców, sztabu szkoleniowego, drużyny. Nie wiem jak racjonalnie wytłumaczyć to, co się wydarzyło. Piłka nożna nas obnażyła, bo jako zespół praktycznie w każdym elemencie prezentowaliśmy się bardzo dobrze, a mimo to schodzimy z boiska bez punktów. To już kolejny raz z rzędu i to niesamowicie boli.
W pierwszej połowie zdominowaliście lidera. Strzeliliście bramkę i mogliście dołożyć dwie kolejne. W drugiej części gry na boisku pojawiła się zupełnie inna Gieksa.
- Wyszliśmy za bardzo rozprężeni na drugą połowę i stało się najgorsze, co mogło się stać. Chłopaki z ŁKS-u strzelili pierwszą bramkę, po chwili dołożyli nam drugą, morale zespołu spadło i potem już nic nie mogło nas uchronić od porażki. Szkoda, bo nie byliśmy drużyną od ŁKS-u gorszą.
W ligowej tabeli oba zespoły dzieli przepaść, ale na boisku nie było to widoczne.
- Na boisku czuliśmy się swobodnie, nie było żadnego respektu przed rywalem. Nasza gra wreszcie wyglądała tak, jak powinna wyglądać. Niestety brakowało tego najważniejszego, czyli bramek. Coraz ciężej znajdować usprawiedliwienia dla takich porażek. Zazwyczaj drużyna, która prowadzi grę wygrywa mecz, albo co najmniej go remisuje. Nam przydarzyła się trzecia porażka z rzędu.
To spotkanie pokazało, że najsłabszą stroną Gieksy jest psychika. Gra wygląda dobrze, dopóki wynik jest sprzyjający. Kiedy przeciwnik strzela bramkę, zaczynają się kłopoty.
- Coś w tym faktycznie musi być. Nie idzie nam ostatnio wybitnie, ale na pewno nie jest tak, że się załamujemy. Jesteśmy mężczyznami i jest nam przykro, że spotyka to nas. Musimy przełamać ten marazm i zacząć zdobywać punkty, bo GKS-owi one się po prostu należą. Za całokształt.
W kolejnym spotkaniu zbyt wcześnie w wasze szeregi wdarło się rozluźnienie. Tydzień temu w podobny sposób straciliście punkty z Sandecją.
- Nie wiem jak wyglądało to z perspektywy trybun, ale z boiska czuliśmy, że ŁKS nie miał prawa nam w tym meczu zrobić nic złego. Gdyby spytać każdego z chłopaków z osobna, to na pewno wielu by potwierdziło, że mieli takie odczucie i być może to odczucie nas zgubiło. ŁKS jest na gazie i wygrywa mecze, których tak naprawdę nie powinien wygrywać. Tak czasami w piłce jest, że kopnie się piłkę z połowy boiska i ona wpada do siatki, a przeciwnik nie umie trafić z metra.
Jesteś zawodnikiem, który w swojej karierze występował w wielu klubach. W którymkolwiek drużynę dopadła podobna niemoc do tej, z jaką masz do czynienia w Katowicach?
- Przeżyłem kilka meczów, w których przeciwnik mówiąc brzydko "jechał z nami", a my ni stąd ni zowąd wygrywamy taki mecz nie jedną, a dwoma bramkami. Taki jest futbol i w takich sytuacjach trzeba być dzielnym, zacisnąć zęby i robić swoje, bo wiem z doświadczenia, że taka determinacja przynosi efekty.
W następnej kolejce czeka was starcie z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, który też ostatnio ma wyraźnie pod górkę.
- I dlatego musimy ten mecz wygrać. Wiem, że powtarzamy jak mantrę "kolejny mecz, kolejny mecz", ale już naprawdę trzeba się wziąć w garść i zacząć wygrywać te mecze, bo kibice nie wybaczyliby nam, gdyby Gieksa musiała zimować w strefie spadkowej. Pocieszające jest to, że nasz styl gry jest naprawdę dobry. Zdecydowanie gorzej byłoby gdybyśmy grali słabo, nie stwarzali sobie sytuacji i przegrywali mecze. Można by wtedy powiedzieć, że to jest dramat, że drużyna nie nadaje się do niczego i jest na spalonej pozycji. Tak na szczęście nie jest i wiem, że jeżeli utrzymamy dobry styl prędzej czy później musi to zaskoczyć. Może teraz jesteśmy w czyśćcu piłkarskim i musimy odpokutować jakieś grzechy z przeszłości? Nie mam pojęcia, ale ta zła karta musi się wreszcie odwrócić.
Droga do piłkarskiego nieba przed wami jeszcze daleka, bo znów Gieksa spadła do strefy spadkowej.
- Ani przez moment nie dopuszczam do siebie myśli, że GKS może spaść. Nie ma w ogóle takiego tematu z tym, co obecnie prezentujemy na boisku. Z drugiej strony, patrząc na tabelę rzeczywiście nasza sytuacja nie wygląda zbyt ciekawie. Byłem przekonany, że rundę jesienną zakończymy spokojnie w górnej połówce tabeli i na wiosnę powalczymy o awans. Niestety nasza sytuacja wygląda teraz tak, że dopadła nas dziwna niemoc, a drużyny bezpośrednio przed nami gromadzą punkty. Musimy odłożyć na półkę mrzonki o awansie i skupić się na wyjściu z dołka.
Walka o utrzymanie to jedyny cel, na jaki stać obecnie GKS Katowice?
- Jesteśmy w strefie spadkowej i musimy wszystko spojrzeć na chłodno i przeanalizować. Nie da się ukryć, że błędy były, ale pocieszające jest to, że gramy w piłkę. Przechodzimy trudny okres. Ładnie zaczęliśmy i regularnie gromadziliśmy punkty. Teraz gra jest lepsza, niż wtedy, a tych punktów brakuje. W szatni nawet nie ma tematu, że w tym sezonie bronimy się przed spadkiem. Grałem w wielu drużynach i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że tak szybko załapiemy styl, jaki preferuje trener Stawowy. To świadczy o tym, że Gieksa to drużyna inteligentna, ale mimo wszystko błędy jeszcze są i musimy je zniwelować. Mam nadzieję, że dogramy spokojnie jesień, zima da nam tak potrzebny chłód na głowy, a na wiosnę będziemy seryjnie zdobywać punkty.