Artur Długosz: Za wami dziwne spotkanie z KGHM Zagłębiem Lubin. Ani dużo sytuacji z jednej strony, ani z drugiej. Chyba typowy mecz do jednej bramki.
Krzysztof Ostrowski: - Ja wiem czy do jednej bramki? Jak obie drużyny nie miały sytuacji to można powiedzieć, że do żadnej bramki, ale fakt faktem...
Ale jedna bramka zadecydowała...
- Dokładnie. Jeden gol zadecydował o tym, kto całą pulę zgarnął. Wydaje mi się, że w drugiej połowie mieliśmy przewagę nad Zagłębiem. Mogliśmy tą bramkę strzelić, w ostatnich minutach piłka trafiła w słupek. Trochę więcej szczęścia i byśmy ten mecz zremisowali. Przyjechaliśmy do Lubina po zwycięstwo więc remis też do końca by nas nie zadowalał, ale w tym momencie na pewno byłby lepszy niż przegrana.
Zaatakowaliście, ale w drugiej połowie. W pierwszej tak trochę byliście ospali.
- Zagłębie też bardzo wysoko do nas podeszło, grało agresywnie. Było zdeterminowane. W drugiej połowie ten obraz gry trochę się zmienił. To my przyostrzyliśmy. Dwie połówki diametralnie inne. Sądzę, że gdyby to spotkanie skończyło się remisem to byłoby sprawiedliwie.
Ciężko gra się chyba na takiej piaskownicy?
- Dużo było piasku aczkolwiek tego tak do końca nie czuć. Może piłka nie miała tego naturalnego poślizgu, jak to jest na zmoczonej płycie. Nie można mówić, że nam boisko przeszkodziło. Na pewno było w bardzo dobrym stanie.
Nietypowa atmosfera na meczu. O Zagłębiu nie będziemy mówić, ale wam od waszych kibiców też się troszeczkę oberwało.
- Dokładnie tak. My chcemy te mecze wygrywać. Dajemy z siebie najwięcej jak możemy. Wygląda to, jak wygląda to nie dlatego, że nam się nie chce, ale dlatego, że po prostu mamy taką dyspozycję w ciągu dnia. Na pewno pomoc kibiców by nam się przydała. Jeżeli ich z nami nie będzie będziemy musieli radzić sobie sami i mecze wygrywać.
Co się stało z Widzewem? Wygrywaliście, a teraz słabsze wyniki.
- Jest tak, że nie można mieć cały czas formy zwyżkowej i grać na tym samym poziomie. Na pewno moglibyśmy też lepiej grać, ale patrząc na takie drużyny jak Legia, Wisła czy Lech... Oni początek mieli bardzo słaby, teraz się odbijają. Także jak widać te tendencje są różne i mam nadzieję, że się odbijemy od tego dołka jeszcze w tej rundzie i spokojnie przezimujemy.
Spadek formy czy brak szczęścia? Ostatnio straciliście bramkę z PGE GKS-em Bełchatów w 96. minucie, teraz w 94. minucie w meczu z Zagłębiem trafiacie w słupek.
- Dokładnie, ale szczęście sprzyja drużynie, która w tym momencie jest na fali. Co by nie zrobiła, tak jak Legia, wygrywa w ostatnich minutach. Oni uwierzyli w to, że mogą wygrywać. My też wierzymy, ale nie wiem co się dzieje. Musimy czekać na to przełamanie. Mam nadzieję, że nastąpi ono w meczu w Cracovią.
W spotkaniu z Cracovią liczy się chyba tylko zwycięstwo?
- Pewnie, że tak, ale nie nakładajmy na siebie dodatkowej presji. Mecz jak mecz, musimy wygrać. Jak nie wygramy tego spotkania też nie będzie nie wiadomo czego. Jeszcze jest cała runda wiosenna, są inne spotkania także daleka droga przed nami. Sądzę, że damy radę.
Za tobą pierwszy mecz w tym sezonie w ekstraklasie. Jak oceniasz swoją dyspozycję?
- Na pewno nie jest to dyspozycja na sto procent, aczkolwiek jestem zadowolony. Po praktycznie dwóch tygodniach treningu, po operacji jest całkiem nieźle. Sądzę, że forma będzie zwyżkować. Szkoda, że ta runda już się kończy, ale cieszę się, że udało mi się jeszcze coś zahaczyć.
Będziesz mógł popracować w okresie przygotowawczym, a potem taka runda jak kiedyś w Śląsku Wrocław, która zaowocowała transferem do Legii Warszawa.
- Ta runda w Legii, później pobyt w pierwszej lidze to na pewno nie był szczyt moich marzeń aczkolwiek ja dużo się nauczyłem. Kontuzje budują, pauza w grze również uczy. Jestem teraz pazerny na grę. Wiem co mam robić, aby tych kontuzji więcej nie było. Sądzę, że będzie bardzo dobrze.
Czyli teraz można tylko oczekiwać, aż wyjdziesz w pierwszym składzie.
- Jeszcze cztery mecze do końca, może zagram w tym pierwszym składzie. Nie chcę nic mówić, jeszcze muszę trochę się ograć. Jak najwięcej grania.