- Straciliśmy dwa punkty - nie ukrywa Adrian Mierzejewski. - Szkoda, bo były nam one bardzo potrzebne. Wiadomo w jakiej znajdujemy się sytuacji. W drugiej połowie oblicze nasze i Lecha było zupełnie odwrotne w porównaniu do pierwszej połowy.
Warszawiacy prowadzili już 2:0, a mogli wyżej, gdyby Artur Sobiech wykorzystał doskonałe podanie Mierzejewskiego i trafił do bramki z czterech metrów. - Przy sytuacji na 3:0 pomyślałem sobie, że Lech nie jest wcale mocny i że możemy tutaj wygrać wysoko. Gdybyśmy strzelili trzecią bramkę to w drugiej połowie byśmy kontrolowali i kontrowali Lecha. Wynik na pewno mógł być wyższy - dodaje kapitan Polonii.
W pierwszej połowie podopieczni Pawła Janasa byli o wiele lepszym zespołem od Lecha, ale po przerwie gospodarze ruszyli z impetem do odrabiania strat i nie pozwolili Czarnych Koszulom właściwie na nic. - Wiedzieliśmy, że ważny będzie początek drugiej połowy. Koncentrowaliśmy się w szatni, pompowaliśmy i mówiliśmy, że nie możemy stracić bramki na początku. Wyszliśmy na boisko i już w piątej minucie dostaliśmy bramkę - żałuje Mierzejewski. Jego zdaniem sytuacja Sobiecha i szybko stracony gol na początku drugiej połowy zaważyły o końcowym wyniku. - To były dwa kluczowe momenty - przyznaje pomocnik Polonii.
W warszawskim klubie było ostatnio gorąco. Józef Wojciechowski zamroził drużynie pensje z powodu słabych wyników. Czy to wyzwoliło w piłkarzach dodatkową motywację? - Nikt nie potrzebował dodatkowej motywacji. Sama gra w Poznaniu jest wystarczająca. Dla mnie był to pierwszy mecz na tym stadionie. Lech jest mistrzem Polski i dla mnie to była odpowiednia motywacja - zakończył Mierzejewski.