Miarka - zdaniem kibiców - przebrała się po meczu ze Śląskiem Wrocław. Dostało się nie tylko piłkarzom, ale fani zażądali odejścia Jerzego Kozińskiego, prezesa Zagłębia, oraz Bogusława Grabonia, przewodniczącego Rady Nadzorczej. Podczas meczu z Widzewem Łódź głośno domagali się odejścia obu działaczy. Pożegnali ich białymi chusteczkami.
Podczas niedzielnego meczu z PGE GKS-em Bełchatów kibice już w mniej ekspresyjny sposób wyrażali swoje emocje. Tym razem gniew został skierowany tylko na prezesa Kozińskiego. Po spotkaniu nie chciał wypowiadać się na temat całej sytuacji. Stojący obok Bogusław Graboń powiedział tylko: - Czy pan prezes Koziński lub ja gramy na boisku? Nie, my też chcemy odnosić sukcesy. Tu chodzi o normalne rozumienie sytuacji. Piłkarze zostali zatrudnieni na wniosek poprzednich sztabów trenerskich i obecnego. Trzeba spokojnie do tego podejść.
Prezesa Kozińskiego nie udało się namówić do komentarza na temat żądań kibiców. Chętniej za to mówił o meczu z GKS-em Bełchatów. - Forma? Nie jest ona najwyższa. Było parę sytuacji, które powinny były przynieść bramkę. Była okazja dla sędziego do podyktowania rzutu karnego dla nas. Oglądałem powtórkę w telewizji i był karny - stwierdził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. I rzeczywiście Dawid Plizga 10 minut przed końcem był faulowany w polu karnym gości. Sędzia Szymon Marciniak pokazał jednak tylko na rzut rożny.
W ostatnich minutach Zagłębie przycisnęło Brunatnych i mogło pokusić się o komplet punktów. W doliczonym czasie gry Sergio Reina i Duszan Djokić mieli swoje okazje. Strzał Kolumbijczyka wybił Łukasz Sapela, a Serb został zablokowany. - Nie jesteśmy skuteczni. Nie wiem kto był bohaterem meczu. Ja szukałbym u siebie. Mateusz Bartczak mimo strzelenia bramki miał w pierwszej połowie za dużo przestojów - zakończył Koziński.