Marcin Ziach: Udało wam się odnieść okazałe zwycięstwo, choć po pierwszej połowie nic na to nie wskazywało.
Przemysław Pitry: Pierwsza połowa była spokojna i z naszej strony przespana. Chyba piąty raz zaraz po strzeleniu bramki bramkę tracimy i z tego się bierze nerwowość. Potem kolejna kontra Floty, sędzia podyktował rzut karny i straciliśmy drugą bramkę, czym na własne życzenie zafundowaliśmy sobie niepotrzebną nerwówkę.
W drugiej części spotkania na boisko wybiegła zupełnie inna Gieksa.
- W przerwie w szatni padły naprawdę bardzo, bardzo ostre słowa i to nam pozwoliło na nowo uwierzyć, że ten mecz można jeszcze wygrać. Wyszliśmy na drugą połowę bardzo zmobilizowani i szybko strzeliliśmy bramkę wyrównującą, a potem dołożyliśmy trzy kolejne. Trener Stawowy mówił nam, że do zwycięstwa wystarczą nam nawet dwie strzelone bramki, ale wykonaliśmy zadanie po profesorsku.
Mecz stał pod znakiem zabójczej końcówki w waszym wykonaniu. Po dwóch strzelonych bramkach, wrócił omen z pierwszej połowy i pozwoliliście Flocie trafić do siatki po raz trzeci.
- Szkoda tej bramki, ale przede wszystkim liczy się to, że wygraliśmy to spotkanie i zdobyliśmy bardzo ważne trzy punkty. Daliśmy też na sam koniec rundy naszym kibicom trochę radości. Wcześniej średnio nam to wychodziło, ale odnieśliśmy zwycięstwo w ostatnim meczu rundy u siebie i to cieszy.
Można powiedzieć, że obecnie najsłabszą stroną Gieksy jest psychika. Bramki tracone zaraz po bramce strzelonej pewnie śnią się wam po nocach.
- W samej końcówce wdarło się w nasze szeregi rozprężenie i trzeba powiedzieć, że nie powinno nam się to przydarzyć nawet przy wyniku 5:2. Podobnie straciliśmy zresztą bramkę na 1:1. Powinniśmy pamiętać, że choć prowadzimy wysoko, to mecz się jeszcze nie skończył i powinniśmy grać do końcowego gwizdka sędziego. Nie będziemy pewnie rozpamiętywali tej bramki, ale musimy na to uważać w przyszłości.
To dopiero wasze czwarte zwycięstwo przy Bukowej w tym sezonie.
- Bardzo zależało nam na tym, żeby w tym meczu pokazać się z dobrej strony kibicom. Chcieliśmy też udowodnić samym sobie, że jednak potrafimy wygrywać u siebie. Udało nam się to i w dobrym stylu pożegnaliśmy się z Katowicami na przerwę zimową.
Udało ci się trafić do siatki, ale miałeś też udział przy bramce Janusza Dziedzica.
- Prawdę mówiąc w tej sytuacji strzelałem (śmiech). Bartek Karwan świetnie zgrał tę piłkę, uderzyłem na bramkę i bramkarz zdołał obronić, a po dobitce piłka zatrzymała się na słupku. Na szczęście mamy Janka, on wie gdzie się znaleźć w takich sytuacjach i ta bramka dała nam komfort psychiczny. Natomiast, co do pierwszej bramki, świetnie dograł Piotrek Plewnia, nie powiem, że zamknąłem oczy, ale uderzyłem najlepiej jak potrafiłem i piłka wpadła do bramki. Od tego momentu wszystko się zaczęło. Bramka na pewno cieszy, ale chciałbym ich strzelać znacznie więcej.
Na finiszu rundy jesiennej czeka was wyjazd do Szczecina, na mecz z Pogonią, która wybitnie rozczarowuje.
- Mimo wszystko uważam, że nie będzie to dla nas łatwe spotkanie, ale na pewno nie złożymy broni przed tym starciem. Pojedziemy tam powalczyć o całą pulę, a jeśli zagramy tak jak w drugiej połowie meczu z Flotą możemy ten cel osiągnąć. Zapowiada się bardzo ciekawy mecz.
Dwa ostatnie spotkania udało wam się rozstrzygnąć na swoją korzyść. Nie będziecie mieć problemów z motywacją na ostatni mecz rundy?
- Po raz pierwszy od dawna mamy spokój psychiczny, ale nie oznacza to, że spotkanie z Pogonią odpuścimy. Jeśli chcemy rundę zakończyć happy endem i w dobrych nastrojach spędzać czas wolny musimy wrócić ze Szczecina ze zdobyczą punktową,. Zbyt wiele punktów w tej rundzie straciliśmy żeby teraz odpuszczać.