Marcin Wasilewski: Warto było zacisnąć zęby z wielu powodów

Marcin Wasilewski już na dobre wrócił na boiska belgijskiej Jupiler Pro League. Reprezentant Polski, który z powodu paskudnej kontuzji nie mógł grać przez ostatnie 15 miesięcy, teraz znów jest podstawowym graczem Anderlechtu.

"Wasyl" zagrał w pięciu ostatnich ligowych meczach Fiołków, cztery razy pojawiając się w wyjściowej "11" drużyny Ariela Jacobsa. Mało tego, dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. W rozmowie z polską edycją internetowego portalu UEFA mówi o grze w czasie świąt Bożego Narodzenia oraz przede wszystkim o swoim powrocie do gry.

- Noga, która była kontuzjowana, w ogóle mnie nie boli. Wiele wskazuje na to, że moja walka o powrót na boisko w pełni się powiodła. Przechodziłem ciężkie chwile, ale warto było zacisnąć zęby z wielu powodów. Choćby z takiego, żeby obserwować reakcje kibiców - mówi Wasilewski i wyjaśnia: - Od początku mojej walki o powrót byli ze mną. Nie wspomnę już o tym, że w każdym meczu, w minucie gdy doznałem kontuzji, skandowali moje nazwisko. To już wszyscy wiedzą. Ale ostatnio, po moim powrocie, to się jeszcze nasiliło. Kibice dopingują mnie niemal bez przerwy. Aż koledzy z drużyny zaczęli się śmiać, że wyrosłem na największą gwiazdę klubu.

Od dwóch lat Jupiler Pro League wzorem angielskiej Premier League nie zawiesza rozgrywek na okres świąt Bożego Narodzenia. "Wasyl" nie do końca znajduje zasadność tej idei: - Nie uważam tego za dobry pomysł, bo od jakiegoś czasu zima daje się tu we znaki. Kiedy przyjeżdżałem do Belgii kilka lat temu, śnieg bywał tu bardzo rzadko, ale ostatnio to się zmieniło na minus. I to dosłownie. Rok temu postanowiono jednak, że gramy w święta i tak zostało.

Kontrakt Wasilewskiego z mistrzami Belgii wygasa po zakończeniu bieżącego sezonu i wiele wskazuje na to, że zostanie przedłużony. - Odbyły się pierwsze rozmowy w tej sprawie, ale wstępne, więc wolę nie zapeszać. Jestem jednak dobrej myśli - mówi wychowanek krakowskiego Hutnika.

Komentarze (0)