Zastraszany Kamil Kosowski wydał oświadczenie

Maciej Kmita 28 Stycznia 2011, 20:50

Kosowski zdecydował się na ten ruch ze względu na pogróżki, które od kilku dni docierają do niego, jak i do członków jego rodziny. - W związku z ostatnimi wydarzeniami, które miały miejsce pomiędzy mną a władzami Apollonu Limassol i pogróżkami telefonicznymi, które spotkały mnie i moją rodzinę, chciałbym złożyć wyjaśnienie, dzięki któremu udziałowcy klubu poznają prawdę na temat tych wydarzeń i mój punkt widzenia - czytamy w oświadczeniu.

- 14 stycznia 2011 roku otrzymałem pismo informujące mnie, że zostałem przeniesiony do drużyny młodzieżowej Apollonu. Prawdą jest, że dwa dni wcześniej otrzymałem nieoficjalną propozycję redukcji mojej pensji. Odrzuciłem ją, ponieważ klub w dalszym ciągu ma wobec mnie zaległości finansowe. Chcę zaznaczyć, że żaden z członków zarządu Apollonu nie spotkał się ze mną, by wyjaśnić moją sprawę i o wszystkim dowiadywałem się z mediów - oznajmia Polak.

"Kosa" przyznaje, że może przedwcześnie rozstać się z Apollonem (jego kontrakt wygasa w czerwcu 2012 roku), ale nie bezwarunkowo: - Jestem otwarty na dyskusję i negocjacje w sprawie zakończenia współpracy z klubem, ale najpierw musimy ustalić co zaległościami wobec mnie, które sięgają 4 miesięcy.

Były gwiazdor "kasperczakowskiej" Wisły Kraków ma pretensje do przedstawicieli klubu, którzy wprowadzili w błąd opinię publiczną, co odbiło się na życiu prywatnym piłkarza: - Nie potrafię zrozumieć zachowania rzecznika prasowego Apollonu i jego niezrozumiałego oświadczenia, które skierowało w moją stronę gniew i negatywne emocje kibiców drużyny. Przez 15 lat kariery zawodowej nigdy nie miałem problemów z kibicami klubów, których szanuje i z którymi identyfikowałem się. Również moje relacje z trenerem Andreasem Michaelidesem i klubowymi kolegami były znakomite.

Kosowski jest zawodnikiem Apollonu od czerwca minionego roku. Wystąpił do tej pory w 8 oficjalnych spotkaniach cypryjskiej drużyny. Media na Wyspie Afrodyty informowały, że władze Apollonu chciały, by Polak zgodził się na obniżenie pensji o 75 proc.