Dla Adriana Świątka mecz z GKP Gorzów Wlkp. był pierwszym oficjalnym występem w barwach Ruchu. Do Radzionkowa szybki napastnik trafił zimą na zasadzie wypożyczenia z Górnika Zabrze, gdzie nie miał pewnego miejsca w wyjściowej jedenastce zespołu trenera Adama Nawałki.
Szkoleniowiec Cidrów, Artur Skowronek posłał przebojowego zawodnika do akcji na początku drugiej połowy i swojej decyzji nie pożałował. "Święty" wniósł nieco ożywienia w poczynania ofensywne beniaminka pierwszej ligi, ale do bramki trafić nie zdołał. - Zdobyliśmy ważny punkt. Byliśmy uczuleni przede wszystkim na to, żeby nie stracić bramki i nam się to udało. Szkoda, że nie udało się strzelić, ale trzeba się cieszyć z punktu, bo z przebiegu spotkania nie jest to zły rezultat - uważa 24-letni napastnik radzionkowskiej drużyny.
Szybki napastnik Cidrów w końcowych fragmentach gry miał świetną okazję ku temu, żeby wyprowadzić zespół na prowadzenie. Zabrakło mu jednak szczęścia i ostatecznie piłka nie wpadła do siatki. - Szkoda tej sytuacji, bo piłka mogła wpaść do bramki, a wtedy na pewno byśmy ten mecz wygrali. Musimy ten punkt przyjąć z pokorą i powalczyć o kolejne w następnych meczach - wskazuje wychowanek ŁKS Łódź.
Drużyna z Gorzowa Wielkopolskiego nie należy z pewnością do ulubionych rywali blondwłosego napastnika. Za czasów swojej gry w Łodzi Świątek był bliski pozbawienia swojej drużyny kompletu punktów w starciu z niebiesko-białymi. - GKP to nie jest rywal, który mi leży. Pamiętam, że za czasów mojej gry w ŁKS sprokurowałem rzut karny bodajże w 93. minucie, a prowadziliśmy wtedy 2:1. Na szczęście Bodzio Wyparło uratował mi wtedy pupę - wspomina ze śmiechem gracz drużyny z Narutowicza.