Po porażce 0:1 w pierwszy meczu, w rewanżu w Bielsku-Białej wiślacy najpierw w pierwszej połowie odrobili stratę po samobójczym golu Roberta Demjana, a po przerwie drugą bramkę dla lidera ekstraklasy zdobył Cwetan Genkow. Bielszczanom udało się jednak doprowadzić do wyrównania po dwóch skutecznie wykonanych rzutach wolnych.
- Zagraliśmy dobry mecz, stwarzaliśmy sobie sytuacje. Strzeliliśmy dwie bramki i kontrolowaliśmy mecz. Dla niektórych z nas to spotkanie przedwcześnie się zakończyło - komentuje na łamach wislakrakow.com Małecki. - Trzeba pochwalić Podbeskidzie, bo grali do końca. Nie mieli nic do stracenia, strzelili bramkę na 2:1. Szkoda naszych niewykorzystanych sytuacji. Odpadliśmy, chociaż powinniśmy wygrać ten mecz 5:0. Możemy mieć pretensje tylko do siebie - za nonszalancję i głupotę - dodaje pomocnik Wisły.
"Mały" nie potrafił znaleźć odpowiedzi na pytanie o to, co się stało, że Biała Gwiazda roztrwoniła dwubramkową przewagę: - Za przeproszeniem, jestem bardzo wk***. Nie wiem... Z przebiegu meczu strzeliliśmy dwie bramki, później mieliśmy kilka okazji. Sytuacje niewykorzystane się mszczą, to wiadomo od dawna. Podbeskidzie wierzyło w swoje możliwości, grało i doprowadziło do remisu. Zremisowali mecz przegrany. Podnieśli się z 2:0, za to dla nich wielki szacunek.
- Mówimy sobie, aby uważać w obronie, a popełniamy katastrofalne błędy. Podbeskidzie nie mogło nam niczym zagrozić, tylko przy stałych fragmentach. Strzelili po nich dwie bramki, bez jaj. Jak my chcemy walczyć o mistrzostwo, jeśli byle jaka drużyna wrzuca 2-3 piłki i robi się smród. Musimy nad tym pracować, bo lepszy zespół nas skarci w ten sposób i będzie pozamiatane - przestrzega Małecki.