Swój pierwszy występ na boiskach ekstraklasy w tym sezonie zanotował Łukasz Burliga. Pochodzący z Suchej Beskidzkiej zawodnik na placu gry pojawił się w drugiej połowie spotkania, zmieniając kontuzjowanego Erika Cikosa. Słowak w jednym ze starć skręcił kostkę i boisko musiał opuścić na noszach. Wcześniej młody defensor występował wyłącznie w drużynie Młodej Ekstraklasy.
- Chciałbym grać częściej, ale w Wiśle rywalizacja jest naprawdę duża i o miejsce w wyjściowej jedenastce jest ciężko. Los chciał, że w meczu z Polonią wszedłem na boisko za kontuzjowanego Erika i starałem się zagrać najlepiej jak mogłem. Nie wypadło to chyba najgorzej, choć przyjechaliśmy do Bytomia po komplet punktów - przyznaje młody obrońca Białej Gwiazdy.
Obok gry w destrukcji waleczny zawodnik często włączał się do akcji ofensywnych i kilkakrotnie po jego zagraniach Wisła stworzyła zagrożenie pod bramką Marcina Juszczyka. - Widziałem, że lewy obrońca Polonii był bardzo cofnięty i właściwie nie wychodził do przodu. Starałem się to wykorzystać i dublować Andraza Kirma na prawym skrzydle. Stoperzy Polonii byli jednak czujni i zaraz po przejęciu piłki zagrywali w lukę powstałą po moim wyjściu. Musiałem się w tym meczu napracować - uśmiecha się 23-letni zawodnik drużyny z Reymonta.
Wyniki ligowej czołówki ułożyły się niejako pod Wisłę. Gdyby krakowianie wywieźli ze Śląska komplet punktów, powiększyliby przewagę nad drugą w ligowej stawce Jagiellonią do ośmiu oczek. - Znaliśmy wyniki sobotnich meczów i spotkania Legii w Bełchatowie (GKS wygrał 2:0). Chcieliśmy to wykorzystać i przystąpiliśmy do tego meczu podwójnie umotywowani, by zdobyć trzy punkty. Polonia postawiła nam jednak trudne warunki - przekonuje gracz wicemistrza Polski.
O niepowodzeniu Białej Gwiazdy w Bytomiu zaważył w głównej mierze słaby początek spotkania. - Trener uczulał nas na to, że Polonia od pierwszych minut zaatakuje. Popełniliśmy jednak błąd, źle asekurując strefę przed linią piątego metra, doszło do tego trochę przypadku i Radzewicz uderzył do pustej bramki - opisuje akcję bramkową gospodarzy defensor krakowskiej drużyny.
Równie słabo podopieczni Roberta Maaskanta zagrali w pierwszych fragmentach drugiej połowy. - Chcieliśmy wygrać ten mecz i w drugiej połowie odważniej zaatakowaliśmy. Niestety często nadziewaliśmy się na kontry Polonii i rywal stworzył sobie kilka sytuacji, z których jedna zakończyła się bramką. Sprzyjało nam też szczęście, bo przecież rywal trafił w słupek i gdyby ta piłka wpadła do bramki, byłoby właściwie po meczu. Na szczęście los się do nas uśmiechnął i wywozimy punkt, który z przebiegu meczu nie jest złym wynikiem - ocenia zawodnik drużyny z grodu Kraka.