Ibra za zachowanie w konfrontacji z "Galletti" otrzymał czerwoną kartkę i przed czasem opuścił boisko. Włoskie media od razu wiedziały, że za taki wyskok kara może być surowa. Pierwsza decyzja Komisji Dyscyplinarnej zakładała trzymeczową banicję. Tym samym Szwed miał nie zagrać z Palermo, Interem i Fiorentiną. Milan od razu zapowiedział odwołanie, tłumacząc, że Ibrahimović wcale Rossiego uderzyć nie chciał. Odepchnął go tylko, by ten przypadkiem nie doszedł do piłki. Te wyjaśnienia po części znalazły zrozumienie u członków Wydziału Dyscypliny, bo wcześniej nałożoną karę zredukowano do dwóch spotkań. Mediolańczycy liczyli jednak na więcej.
Rozczarowania piątkowym werdyktem nie krył obrońca Rossoneri, Thiago Silva. - Ibra nie zrobił nic złego. Dwie kolejki zawieszenia to za dużo. Nie uważam, by jego gest zasługiwał na tak surową karę - tłumaczył Brazylijczyk. Jeszcze dalej posunął się menedżer reprezentanta Trzech Koron, Mino Raiola. - Ta żadna sprawiedliwość, ale zwyczajna zagrywka polityczna - mówił, sugerując, że jego podopiecznego umyślnie wykluczono z arcyważnego meczu z Interem.
Zupełnie innego zdania są przedstawiciele Nerazzurri. - Gdyby Ibrahimović mógł zagrać w derbach, byłby to skandal - stwierdził golkiper Julio Cesar. - U nas zabraknie Lucio, u nich Zlatana. Jest więc po równo .
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)