Podbeskidzie już od kilku sezonów bije się o awans do ekstraklasy, ale zazwyczaj w końcówce sezonu traciło punkty i cel nie był realizowany. W tym sezonie powinno być inaczej. Obecnie drużyna Roberta Kasperczyka ma osiem punktów przewagi nad trzecim zespołem i ciężko będzie roztrwonić taką zaliczkę.
Ponadto Podbeskidzie świetnie spisuje się w Pucharze Polski. Przez pierwsze rundy przebrnęło co prawda ze sporymi problemami, ale w ćwierćfinale wyższość I-ligowca musiała uznać Wisła Kraków, a w pierwszym meczu półfinałowym drużyna z Bielsko-Białej stoczyła wyrównany pojedynek z Lechem Poznań. Podbeskidzie ma więc spore szansę na sprawienie olbrzymiej niespodzianki i awans do finału. - Za wcześnie, aby takie coś rokować. W każdym meczu gramy o zwycięstwo. Raz wychodzi to lepiej, raz gorzej. Wiadomo, że nie w każdym spotkaniu można grać ładnie, błyszczeć formą i strzelać bramki. Mamy lepsze i gorsze dni. Mam nadzieję, że więcej będzie tych lepszych i będziemy się prezentować na miarę naszych możliwości - mówi Adam Cieśliński, jeden z filarów zespołu.
Dobre wyniki osiągane z Wisłą czy Lechem nie są przypadkowe. Podbeskidzie zebrało pochlebne opinie za ofensywną i odważną grę. - Trener Kasperczyk preferuje grę ofensywną i kazał grać nam swoje, czyli do przodu. W żadnym wypadku nie było mowy o murowaniu bramki, bo mamy wpojoną grę ofensywną niezależnie od rywala. Na końcowy wynik wpływ ma wiele czynników, ale jeśli włoży się trochę serca i walki to w Polsce można z każdym wygrać - dodaje napastnik Podbeskidzia.
Jego klubowy kolega, Piotr Malinowski przyznał, że mecze rozgrywane przy takiej atmosferze i na takim stadionie jak w Poznaniu wpływają mobilizująco na zawodników. A jak do tego podchodzi Cieśliński? - Może przed meczem każdy sobie wyobraża jak to będzie, ale jak wychodzi się na boisko, to zapomina się o wszystkim i liczy się tylko mecz. Każdy chce dać z siebie sto procent i nikt nie myśli o tym, że na trybunach jest 15 czy 20 tysięcy kibiców. Mamy na tyle doświadczoną drużynę, że prawie każdy z nas ocierał się o taką widownie. My wychodzimy na boisko i gramy swoje - zakończył Cieśliński.