GKS Katowice zgarnął cenny komplet punktów w meczu z MKS Kluczbork. Trzy punkty drużynie z Bukowej dało trafienie Janusza Dziedzica z pierwszej połowy spotkania. Były gracz Arki Gdynia miał w tym meczu kilka dogodnych sytuacji strzeleckich, ale Grzegorza Świtałę zdołał zmusić do kapitulacji tylko raz, w 38. minucie gry wykorzystując świetne dogranie Kamila Cholerzyńskiego.
- W pierwszej połowie trochę zabrakło nam szczęścia. Mieliśmy multum sytuacji i ja sam nie pamiętam spotkania, w którym stworzyliśmy sobie więcej bramkowych okazji. Byliśmy od Kluczborka zespołem o klasę, jak nie o dwie lepszym. Szkoda, że udało się wykorzystać tylko jedną z podbramkowych okazji, bo przez to w drugiej połowie w nasze szeregi wdarło się mnóstwo nerwowości i trochę naiwnie oddaliśmy inicjatywę rywalowi - przyznaje doświadczony pomocnik Gieksy.
Od pierwszego gwizdka sędziego Gieksa przejęła pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i ruszyła na zaskoczonych obrotem sprawy kluczborczan. - Na swoim stadionie chcemy grać skutecznie i efektownie, żeby trochę frajdy sprawić także naszym kibicom. W poprzednich meczach graliśmy całkiem nieźle, ale brakowało tego, co w piłce jest najważniejsze, czyli punktów. W meczu z Kluczborkiem dobrą grę chcieliśmy przypieczętować zdobyciem pełnej puli i nam się to udało. Na pewno jednak zostaje niesmak po drugiej połowie, bo nie wyglądało to tak, jakbyśmy sobie tego życzyli - kręci głową najskuteczniejszy strzelec katowickiej drużyny.
Lider drużyny ze stolicy Górnego Śląska zna receptę na bolączki trapiące zespół. - Musimy siąść we własnym gronie i porozmawiać. Wydaje się, że prowadzenie do przerwy wprowadziło w nasze szeregi trochę rozluźnienia i zbytniej pewności siebie, co w konsekwencji owocuje tym, że oddajemy inicjatywę i myślimy, że mecz jest wygrany. Wiadomo jednak, że przeciwnik się nie położy i każdy do samego końca będzie walczył o zdobycz punktową - dowodzi gracz śląskiej jedenastki.