Wszystko będzie się tasować do samego końca - rozmowa z Michałem Probierzem, trenerem Jagiellonii Białystok

Po niemrawym starcie rundy wiosennej Jagiellonia wróciła do walki o mistrzostwo Polski. Białostoczanie mają trzy punkty straty do liderującej stawce Wisły Kraków. - Jeżeli nie potrafi się wygrywać takich meczów, jak chociażby ostatni w Bytomiu, to ciężko myśleć o mistrzostwie Polski - mówi w rozmowie z naszym portalem Michał Probierz, szkoleniowiec drużyny z Podlasia.

Marcin Ziach: Wisła seryjnie traci punkty, a Jagiellonia nie potrafi tego wykorzystać. Wygląda to trochę tak, jakby żadna z tych drużyn nie chciała sięgnąć po mistrzowski tytuł.

Michał Probierz: Może faktycznie wygląda to trochę tak, że chętnych nie ma, ale tak naprawdę wszyscy tego mistrzostwa chcą. Liga jest wyrównana i każdy może wygrać z każdym. Nie ma się co czarować. Górnik jedzie do Krakowa i ogrywa Wisłę. Kiedy ten wynik poznałem sam byłem trochę zdziwiony. Z drugiej strony nas nie interesuje Wisła. Mogliśmy patrzeć tylko na siebie, ale jeżeli nie będziemy wykorzystywać swoich sytuacji, to nie ma szans, żebyśmy kogoś dogonili. Zespół klasowy taką drużynę jak Polonia Bytom musi wypunktować jedną czy drugą bramką, a nie na wyjeździe tracić trzy bramki z kontrataku.

Jagiellonia pewnie przewodziła ligowej stawce na półmetku sezonu, ale potem było już tylko gorzej. Zawodnikom zaszkodziła presja?

- Mamy na tyle doświadczony zespół, że o presji nie może być mowy. Pod presją może grać Grzesiek Sandomierski czy Tomek Kupisz, bo to młodzi zawodnicy, którzy nigdy o takie cele nie grali. W takich chwilach odpowiedzialność na własne barki muszą brać doświadczeni zawodnicy, dla których takie wyzwania to nie pierwszyzna. Niestety tego nam brakuje, a przydałoby się też trochę boiskowego cwaniactwa.

Doświadczeni gracze w kluczowych momentach trenera zawodzą?

- Nie mogę powiedzieć, że zawodzą. Po prostu są takie momenty w meczach, kiedy starsi zawodnicy muszą wziąć ciężar gry na własne barki i pociągnąć drużynę do przodu, a tego czasami nam brakuje.

Choć runda wiosenna w wykonaniu Jagi nie jest najlepsza, to wciąż liczycie się w walce o mistrzowski tytuł.

- Jeżeli nie potrafi się wygrywać takich meczów, jak chociażby ostatni w Bytomiu, to ciężko myśleć o mistrzostwie Polski. Paradoksem jest to, że graliśmy trzy mecze słabsze i udało nam się wszystkie wygrać, a w meczu z Polonią narzuciliśmy rywalowi swój styl gry i przegraliśmy.

W trzech ostatnich kolejkach udało wam się zgarnąć komplet punktów i wydawało się, że wszystkie trybiki wskoczyły na swoje miejsce.

- Nie uważam, że w Bytomiu zagraliśmy słabsze spotkanie od tych, które wygraliśmy. Po prostu przegraliśmy, a zaważyło o tym to, że w piłce liczą się bramki. Mieliśmy swoje okazje, nawet bardziej klarowne od Polonii, lecz mimo to strzeliliśmy jedną bramkę mniej od rywala i przegraliśmy.

Miejsce w europejskich pucharach to cel minimum, jaki nakreślił pan przed drużyną?

- Skoro walczymy i robimy wszystko, by być w tabeli jak najwyżej, to wypadałoby sezon na podium zakończyć. Jesteśmy na razie na drugim miejscu w tabeli, ale przed nami jeszcze kilka meczów, w których musimy punktować.

Do odrobienia wciąż pozostają tylko trzy punkty do lidera.

- Strata rzeczywiście nie jest duża, ale co nam z tego. Musimy przede wszystkim na siebie patrzeć, bo jak nie będziemy wygrywać, to mistrzostwo pojedzie do Krakowa.

W tym sezonie może sprawdzić się piłkarska prawda, że mistrzostwa Polski nie zdobywa się w meczach z czołówką, a z rywalami z dołu tabeli.

- Liga jest w tym sezonie bardzo wyrównana. Nie ma zespołu, który by o coś nie walczył. Mecze z drużynami z dołu tabeli wcale nie są łatwiejsze. W Bytomiu chociażby przegraliśmy my, a kilka kolejek wcześniej punkty straciła tam Wisła. Żadnej drużyny w tej lidze nie można lekceważyć, bo każda może sprawić niespodziankę.

W pana opinii, w którym momencie zapadną decydujące rozstrzygnięcia w ekstraklasie?

- Trudno powiedzieć. Każda drużyna ma jakiś swój cel, który chce zrealizować. Na pewno dopóki nic nie będzie pod kątem matematycznym przesądzone, to wszystko będzie się jeszcze tasować. Nie tylko mowa o mistrzostwie Polski, ale też o układzie miejsc na podium czy walce o utrzymanie.

Gdyby miał pan słabe serce, to mogłoby ciśnienia nie wytrzymać. Walczył pan już ze swoimi byłymi klubami Górnikiem i Polonią, a wciąż przed panem mecz z Widzewem Łódź.

- Jak się jest trenerem, to robi się wszystko, żeby obecna drużyna te mecze wygrała. Ja do tego podchodzę spokojnie. Sentyment oczywiście jakiś jest, ale kiedy przychodzi mecz, to o tym się nie myśli. Nie mam większych problemów z wyłączeniem się na takie spotkania.

Źródło artykułu: