Gieksa po meczu z Odrą: Zawiodła tylko skuteczność

Kibice GKS Katowice dawno nie widzieli drużyny Wojciecha Stawowego grającej tak ofensywnie, jak w meczu z Odrą Wodzisław Śląski. Niestety, efektowność w tym przypadku nie szła z efektywnością i z kilkunastu stworzonych w ciągu spotkania sytuacji podbramkowych śląska drużyna zdołała wykorzystać tylko dwie.

Gieksa w meczu z Odrą Wodzisław Śląski zagrała tak, jak od dawna oczekiwali kibice drużyny z Bukowej. W samej pierwszej połowie katowiczanie stworzyli sobie przynajmniej cztery wyborne sytuacje pod bramką Macieja Nalepy, których nie umieli zamienić na bramkę. Trzy pojedynki sam na sam z wodzisławskim golkiperem przegrał Michał Zieliński, a Janusz Dziedzic strzelając na pustą bramkę trafił w słupek.

- Uderzałem piłkę czubkiem buta i pewnie wpadłaby ona do siatki, ale zawodnik Odry wybił piłkę ręką - tłumaczy Dziedzic. - W poprzednich meczach padło pod naszym adresem dużo słów krytyki za brzydką dla oka grę. Z Odrą zagraliśmy ładnie i ofensywnie, ale mieliśmy problemy ze skutecznością. Ten mecz pokazał, że cały czas idziemy do przodu, ale ciągle przed nami jeszcze wiele do zrobienia - przyznaje najskuteczniejszy strzelec Gieksy.

W drugiej części spotkania obraz gry się nie zmieniał. W dalszym ciągu na boisku dominowali katowiczanie, ale trzeba było czerwonej kartki dla Łukasza Skrobacza, by piłka wreszcie znalazła drogę do siatki wodzisławskiej bramki. - Zagraliśmy naprawdę dobre spotkanie. Nie graliśmy na "hura", ale stwarzaliśmy sobie dobre okazje po przemyślanych akcjach. Wiedzieliśmy, że z czasem ta piłka do bramki wpadnie. Był to pierwszy w tym sezonie mecz, w którym dominowaliśmy przez dziewięćdziesiąt minut, bo Odra nie stworzyła nawet pół sytuacji, prócz tej z końcówki pierwszej połowy - przekonuje Przemysław Pitry, pomocnik drużyny z Bukowej.

Największym pechowcem sobotnich zawodów był Zieliński, który przy lepszej skuteczności mógł powiększyć swoje konto bramkowe o pięć bramek i Odra nie mogłaby mieć o to pretensji. Ku rozpaczy napastnika Gieksy łatwość w odnajdywaniu się pod bramką rywala nie szła w parze z umiejętnym wykańczaniem akcji. - Nie pamiętam meczu, w którym miałbym tyle okazji na zdobycie bramki. Szkoda zmarnowanych okazji, ale swoją bramkę w końcu strzeliłem, a drużyna zdobyła trzy punkty i to jest najważniejsze. Przed nami kolejne mecze, ale widać w naszej grze stały postęp i z tego musimy się cieszyć - wskazuje były zawodnik Polonii Bytom.

Źródło artykułu: