W środę MKS zmierzył się z Bogdanką Łęczna. Postawa zespołu wyraźnie wskazywała, że wystarczyłby mu remis, lecz przegrał na Lubelszczyźnie 0:2. - Mieliśmy taką taktykę, żeby ustawić się z tyłu i czekać na kontry. Z biegiem czasu były sytuacje. Byliśmy zdecydowanie rozbici psychicznie po bramce z rzutu karnego. Później dostaliśmy na początku II połowy kolejną bramkę. Trzeba szczerze przyznać, że Łęczna była dużo lepsza, prezentowała się korzystniej i zasłużenie wygrała. Nie mieliśmy nic do powiedzenia - ocenia Rafał Niziołek.
Sporo kontrowersji wzbudził rzut karny podyktowany przez Daniela Kruczyńskiego w 45. minucie za zagranie piłki ręką przez Piotra Stawowego. Zawodnicy z Kluczborka próbowali przekonać sędziego, że ich kolega uczynił to przez przypadek, gdyż sfaulował go Tomas Pesir. - Z decyzją o karnym zdecydowanie nie zgodziłbym się. Ewidentnie był faul na naszym zawodniku - przekonuje pomocnik MKS-u.
Na finiszu rozgrywek podopieczni trenera Okaja dwukrotnie zagrają na własnym stadionie z czołowymi drużynami I ligi - Podbeskidziem Bielsko-Biała i Sandecją Nowy Sącz. W ostatniej kolejce otrzymają walkower za mecz z GKP Gorzów Wlkp. MKS ma więc komfortową sytuację i może uratować się przed spadkiem niezależnie od wyników osiąganych przez inne zespoły. - Na pewno sytuacja nie jest ciekawa, ale dobrze prezentujemy się u siebie, w sumie przegraliśmy tylko jeden mecz w całym sezonie. Liczymy, że zdobędziemy punkty i utrzymamy się - przyznaje Niziołek.
W tabeli rundy wiosennej kluczborska jedenastka zajmuje 16. miejsce. To wynik dużo gorszy niż w poprzednim sezonie, kiedy MKS nieoczekiwanie zajął 6. pozycję. - W tamtym sezonie mieliśmy dużo więcej piłkarskiego szczęścia. Może nie graliśmy najlepiej, ale zdobywaliśmy punkty. Teraz czasami gramy w miarę dobrze i albo remisujemy w samych końcówkach, albo przegrywamy. To boli, ale trzeba bić się do końca. Nic innego nie pozostało - z animuszem zapewnia wychowanek Miedzi Legnica.