Takie oczyszczenie było nam potrzebne - rozmowa z Piotrem Malinowskim, pomocnikiem Podbeskidzia Bielsko-Biała

Przed sezonem Podbeskidzie nie było wymieniane w gronie murowanych faworytów do awansu, lecz po świetnym w swoim wykonaniu sezonie bielszczanie upragnioną przepustkę do elity wywalczyli. - Naszą siłą był kolektyw - ocenia w rozmowie z naszym portalem Piotr Malinowski.

Marcin Ziach: Udany dla was sezon okraszony awansem do ekstraklasy zakończyliście w stylu przyszłego beniaminka najwyższej klasy rozgrywkowej niegodnym.

Piotr Malinowski: Niestety mecz w Radzionkowie nie ułożył się dla nas za dobrze. Przyjechaliśmy mocno przetrzebionym składem, ale to nie oznaczało, że ostatni mecz sezonu miał być dla nas jak piknik. Zależało nam na tym, żeby z tą ligą pożegnać się jak na wicemistrza tej klasy rozgrywkowej przystało i zdobyć kolejne trzy punkty. Tym bardziej, że wciąż w naszym zasięgu było pierwsze miejsce, bo jak się okazało ŁKS Łódź też stracił punkty. Szkoda, ale to już za nami. Skupiamy się teraz na przyszłym sezonie, już w ekstraklasie.

Feta z okazji historycznego awansu w Bielsku-Białej trwała już dwa tygodnie. Nie zaszkodziło wam trochę to wcześniejsze świętowanie?

- Myślę, że o tym nie mogło być mowy. Zabawy z okazji awansu do ekstraklasy rzeczywiście nie brakowało, ale każdy z nas podchodzi profesjonalnie do swoich obowiązków i na pewno nikt nie zabalował do tego stopnia, żeby zapomnieć, że w naszym zawodzie najważniejsza jest gra w piłkę.

W minionym sezonie pełniłeś w Podbeskidziu rolę kilera, który pojawiał się na boisku w drugiej połowie i siał gigantyczny popłoch w szeregach defensywy rywala.

- Taka była koncepcja trenera i chyba dobrze do niej przypasowałem. Wchodziłem na boisko w drugiej połowie, na zmęczonych przeciwników i świeżością starałem się robić różnicę. W większości przypadków przynosiło to dobre efekty, co jednak nie oznacza, że w przyszłym sezonie pogodzę się z rolą dublera. Latem będę robił wszystko, by w ekstraklasowym Podbeskidziu grać w wyjściowej jedenastce.

Dobry sezon ukoronowaliście też grą w półfinale Pucharu Polski.

- To na pewno jeden z naszych sukcesów, którymi możemy się szczycić. Graliśmy z czołowymi polskimi drużynami jak Wisła czy Lech i wcale od nich nie odstawaliśmy, a momentami byliśmy nawet zespołem lepszym. Szkoda, że nie udało się awansować do finału i stawić czoła Legii, ale mamy świadomość, że jak na pierwszoligowca i tak zrobiliśmy w pucharowej batalii dużo. Brak finału w tym sezonie postaramy sobie odkuć w przyszłych rozgrywkach.

Dla Piotra Malinowskiego gra w ekstraklasie to nie pierwszyzna. Smakowałeś już tej ligi w barwach Górnika, ale chyba dopiero z Podbeskidziem będziesz mógł poczuć tę atmosferę z boiska.

- Mam nadzieję, że tak będzie. Jak powiedziałem już wcześniej, w letnim okresie przygotowawczym zrobię wszystko, żeby przekonać do siebie trenera i grać w wyjściowej jedenastce. Jeżeli będą mnie omijać urazy na pewno stać mnie na to, żeby tej drużynie pomóc. Jak będzie pokaże czas. Nie chcę nic deklarować, bo łatwo zapeszyć.

Włodarze Podbeskidzia nakreślili już przed wami cele na przyszły sezon?

- Na razie rozmów na temat celów na przyszły sezon nie było, ale nie mam wątpliwości, że te nastąpią. Wielu skazuje nas na walkę o utrzymanie, ale jak będzie, tego nie wie nikt. Górnik i Widzew też w poprzednim sezonie awansowały z łatką drużyn, które będą walczyć o utrzymanie do ostatniej kolejki, a kto inny o to utrzymanie walczył. Podbeskidzie też może w tej lidze namieszać.

Podbeskidzie długo było wymieniane w gronie drużyn walczących o awans. Przed rokiem o mało się z zapleczem ekstraklasy nie pożegnaliście. Dziś jesteście na szczycie ligowej klasyfikacji.

- Odkąd gram w Bielsku, to zawsze przed sezonem nakreślano przed nami cel, jako walkę o awans do ekstraklasy. Dwa lata temu nam się to nie udało, bo brakło do premiowanego awansem kilku punktów, a wszystko to dlatego, że przystępowaliśmy do ligi z ujemnym kontem [kara za udział w korupcji - przyp. red.]. Przed rokiem ewidentnie nam nie szło i do końca walczyliśmy o to, żeby z tej ligi nie spaść. Takie oczyszczenie było nam potrzebne, bo dzięki niemu do nowego sezonu przystąpiliśmy z wolnymi od presji głowami i udało nam się cel osiągnąć.

Co w tym sezonie zaskoczyło w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami?

- Naszą siłą był kolektyw i wyrównana kadra. Każdy miał świadomość, że jest odpowiedzialny za tę drużynę i jej wynik, nawet wchodząc z ławki rezerwowych. Udało nam się stworzyć w szatni atmosferę bez której ten awans nie byłby możliwy.

Mało kto przed sezonem na Podbeskidzie stawiał, bo akurat w tym sezonie drużyn aspirujących do walki o podium nie brakowało.

- Na pewno przed sezonem nie byliśmy wymieniani w gronie zespołów, które muszą w tym sezonie awansować, bo aspirację na grę w ekstraklasie zgłaszało kilka innych drużyn, które jak się zdawało mają większe od nas szanse na ten sukces. Liga pokazała jednak swoją przewrotność i pretendenci wykruszyli się w połowie rundy wiosennej, a do samego końca kroku dotrzymywała nam jedynie Flota Świnoujście. Myślę, że przed sezonem nikt na to by nie postawił, a jednak tak się stało.

Oddech Wyspiarzy czuliście na plecach szczególnie w końcówce sezonu, kiedy dobili do was na dystans trzech oczek.

- Rzeczywiście, w końcówce sezonu złapaliśmy małą zadyszkę i pozwoliliśmy Flocie zbliżyć się do siebie na minimalny dystans, ale myślę, że nikt z nas nie miał wątpliwości, że nic złego to dla nas nie może oznaczać. Z perspektywy całego sezonu na pewno na ten awans zasłużyliśmy i cieszymy się, że będziemy mogli zmierzyć się z drużynami z tej najwyższej półki w Polsce.

Źródło artykułu: