Janusz Gancarczyk: Troszkę za czysto trafiłem w piłkę...

Janusz Gancarczyk zadebiutował w barwach KGHM Zagłębia Lubin. Nominalny pomocnik zagrał jako obrońca i ze swojej roli w spotkaniu z Lechem Poznań wywiązał się przyzwoicie. - Cały czas jest ciąg do przodu - mówił piłkarz po meczu.

Artur Długosz
Artur Długosz

Janusz Gancarczyk ma już za sobą debiut w KGHM Zagłębiu Lubin. Piłkarz, który do tej pory znany był ze swoich walorów ofensywnych wystąpił na prawej stronie obrony. - To był mój debiut w oficjalnym meczu na obronie. Było ciężko. Na pewno trzeba dużo pracować, moim zdaniem dużo więcej niż w pomocy, bo w pomocy czasem można się nie wrócić, a na obronie trzeba to robić cały czas. Cały czas jest ciąg do przodu. Muszę się jakoś hamować jak będę miał grać na tej pozycji. Będę musiał nad tym popracować - mówił po spotkaniu były piłkarz między innymi piłkarz Polonii Warszawa i Śląska Wrocław.

- Trener już tak od dwóch tygodni szykował mnie na tę pozycję. Jakoś już byłem w miarę nastawiony, choć była jeszcze możliwość, że Bartek Rymaniak się wyleczy i wskoczy w to miejsce. Jednak dopiero od środy zaczął biegać i nie zdążył na spotkanie z Lechem. Na pewno nie jest to tak proste przestawić się z pomocy do obrony. Trzeba się pilnować z tyłu. Wydaje mi się, że nie było to najgorsze spotkanie - dodał.

Gancarczyk mimo że jest piłkarzem ofensywie usposobionym to i na swojej nowej pozycji na boisku zaprezentował się całkiem przyzwoicie. Po meczu wyglądał on jednak na bardzo zmęczonego. - Trochę późno dołączyłem do drużyny, ale myślę, że mniej więcej jestem dobrze przygotowany, żeby wytrzymać 90 minut. Tam gdzie trener będzie mnie widział, tam będę grał - wyjaśnił zawodnik KGHM Zagłębia Lubin. - Nikt mi tu nie da miejsca w składzie za to, że zagrałem jeden dobry mecz. Na każdym treningu pokazuję trenerowi, że warto na mnie postawić - podkreślił.

Choć do 85. minuty Kolejorz prowadził w Lubinie to spotkanie zakończyło się jednak remisem. Wszystko to za sprawą świetnego strzału z dystansu, jaki oddał Szymon Pawłowski. - Najważniejsze, że nie przegraliśmy. Ciężko się goni wynik i to jeszcze z takim zespołem jak Lech. Myślę, że z przebiegu gry to my stworzyliśmy więcej sytuacji, choć to może Lechici częściej posiadali piłkę. Nic z tego jednak nie wynikało. My mieliśmy więcej klarownych sytuacji z których mogły paść bramki - wyjaśniał zawodnik drużyny prowadzonej przez Jana Urbana.

- Gra się tak, jak przeciwnik pozwala. My na za dużo Lechowi nie pozwoliliśmy. Tak naprawdę oni stworzyli dwie sytuacje w tym jedną po ewidentnym faulu Rudnevsa na Hanku. Wtedy po strzale głową Bojan (Isailović - dop.red.) obronił, a sędzia nie dopatrzył się faulu, który był ewidentny. Mogliśmy z tego stracić bramkę. Na szczęście mamy dobrego bramkarza, który nam to wybronił - dodał. - Jakbyśmy prowadzili i stracili bramkę to wtedy bym był niezadowolony. Trzeba się cieszyć z tego puntu, bo Lech to nie jest byle jaka drużyna - kontynuował.

Co ciekawe sam Gancarczyk także mógł wpisać się na listę strzelców. Po jego strzale futbolówka minimalnie minęła światło bramki. - Niestety troszkę za czysto trafiłem w piłkę. Za czysto, bo jakbym troszkę skręcił nogę to piłka może wpadłaby do bramki - wyjaśniał brat Marka Gancarczyka, zawodnika Śląska Wrocław.

Przed meczem dużo było spekulacji jak nowego piłkarza Zagłębia przywitają fani Miedziowych. - Raczej się nad tym nie zastanawiałem jak przywitają mnie tu kibice. Skupiłem się na samym meczu i chyba nie było najgorzej - podsumował były reprezentant Polski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×